"Don Kichot" Miguela de Cervantesa w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Soho w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto sceniczną adaptację (w ślad po słuchowisku radiowym) Don Kichota na podstawie nowego tłumaczenia Wojciecha Charchalisa, zdecydowanie współczesnego, nasi bohaterowie posługują się językiem dość soczystym, nie unikając nawet kurwamaci - co jest zupełnie zabawne, bo niespodziewane; gorzej, że tłumacz spolszczył imiona bohaterów, mamy na scenie Sanchę Brzuchacza, nie Pansę, Cudenię w miejsce Dulcynei, o Ziucie Wawrzyńcównie już nie wspominając, ten zabieg troszkę mi odbiór zakłócał, chyba wolę, żeby zostało jak w oryginale.
O czym rzecz traktuje? To dobre pytanie… Proszę mojego wahania nie traktować jako próby spostponowania tego spektaklu, przeciwnie, chcę tylko wyraźnie powiedzieć, że odpowiedź wcale nie jest łatwa, wszak reżyser przyzwyczaił nas, że jego spektakle niepodobna skwitować jednym słowem czy zdaniem, tak jest i tym razem. W dość karygodnym uproszczeniu można powiedzieć, że mamy opowieść o sile wyobraźni, tyle tylko, że nasz rycerz (znakomity Bartosz Mazur) w szaleństwo swoich marzeń popada jakby całkiem świadomie, może nawet je odgrywa, zdając sobie sprawę z ich – powiedzmy - beznadziejności, tak, ten Don Kichot jest postacią dość skomplikowaną i niejednoznaczną. Kiedy zatem gramy, a kiedy oszalali jesteśmy naprawdę? A może warto pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa tak zupełnie – bez okazji?
Proszę się spodziewać pełnej uroku zabawy teatrem, konwencją i – przede wszystkim – klasycznym tekstem, który – jak to arcydzieło - znów okaże się zjawiskowo współczesny, nie tylko za sprawą przekładu.