Logo
Recenzje

Domy i ich właściciele. Byli

6.06.2025, 12:50 Wersja do druku

„Protest kielecki. Do kogo należą Kielce?” Julii Nowak i Jakuba Skrzywanka w reż. Jakuba Skrzywanka  w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Pisze Ryszard Koziej w portalu Radia Kielce.

fot. Wojciech Habdas/mat. teatru

Kielce są cichym miastem. Centrum od niedawna w sezonie turystycznym, w weekendy na swój sposób tętni życiem, miejsca w restauracjach trzeba rezerwować, ale generalnie jest cicho, inaczej niż w dużych wojewódzkich miastach, nie mówiąc o metropoliach. W centrum Kielc mało jest publicznych instytucji, które niejako z definicji to życie miasta skutecznie by ożywiały. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego wrażenie, że miasto jest nawet nie tyle ciche, ile wręcz martwe, od czasu do czasu nawiedza jego mieszkańców. Na to pytanie starają się odpowiedzieć twórcy spektaklu „Protest kielecki. Do kogo należą Kielce?” 

Mamy tu do czynienia z dawną i piękną praktyką tworzenia dramatu in statu nascendi, o tu i teraz, opowiadania przez miejscowy teatr o problemach konkretnej lokalnej społeczności, widząc w żywej aktualnej materii cechy ponadczasowe i uniwersalne, takie, które zawsze były tematem sztuki. Innymi słowy kielczanie oglądający spektakl, oglądają się w nim jak w lustrze, a jeżeli będzie prezentowany w innych miejscach w Polsce, również będzie czytelny, bo to co dzieje się dziś, to co działo się trzydzieści lat temu w Kielcach, to co działo się tuż po wojnie w konkretnej świętokrzyskiej wsi Solec, jako „powidok” wyświetla się teraz, i choćby teraz, mimo osiemdziesięciu lat, ma porażający wpływ na to, jak w wyborach prezydenckich anno domini 2025 zagłosowali Polacy. 

Lokalna historia z wesela w historycznym, ale mało znaczącym mieście monarchii austro-węgierskiej, wystawiona w lokalnym krakowskim Teatrze Miejskim w marcu 1901 roku stała się kamieniem milowym polskiej kultury, nie twierdzę, że tak będzie z „Protestem kieleckim”, ale mechanizm jest ten sam. Reżyser i współautor przedstawienia Jakub Skrzywanek pewno myślał podobnie, bo wiejskie wesele z oberkami, dziewiczą, choć nie niewinną Panną Młodą i dosadność zamiast postaci fantastycznych, jest bardzo ważną, jeżeli nie najważniejszą częścią spektaklu. Widzowie premiery to wesele z pewnością zapamiętają jak i pozostałe części spektaklu. 

Zaczyna się ta sztuka od dzisiejszego treningu fliperskiego, którego finał poraża, niczym trzęsienie ziemi u Hitchcocka, gdzie później napięcie już tylko rośnie. Widzowie przemieszczając się w nowych przestrzeniach teatru niejako cofają się w czasie, by siedząc jak urzędnicy za prezydialnymi stołami z wodą i słonymi paluszkami w szklankach, podpatrywać sposób szybkiego gromadzenia majątku w czasach transformacji ustrojowej trzydzieści pięć lat temu. Sposób wygrzebany z przepastnych źródeł archiwalnej kwerendy. Potem znów cofając się w czasie wrócić z Sali Prób na Nową Scenę gdzie dzięki rewelacyjnej ażurowej scenografii Agaty Skwarczyńskiej „podglądać” wspomniane wyżej wesele.

fot. Wojciech Habdas/mat. teatru

Dramaturgia spektaklu jest jasna i czytelna, Paweł Sablik, Julia Nowak i sam reżyser napisali tekst i podzielili go na trzy części, by zamknąć w jednej całości swoistą historię „trzech etapów” właścicielskich zmian majątkowych po drugiej wojnie światowej. Nie dotyczy to tylko Kielc, tu historia staje się uniwersalna. Uniwersalne postaci grają też aktorzy dynamicznie zmieniając konwencje z karykaturalnych na tragiczne i robią to rewelacyjnie. Jak zwykle mistrzem w takim działaniu aktorskim jest Dawid Żłobiński, który w finale przedstawienia wstrząśnie niejednym widzem. Inni na pewno zapamiętają Beatę Wojciechowską, której karykaturalna postać pozornie śmieszyła, w rzeczywistości przerażała kiedyś i przeraża dziś. Kolejny raz muszę najzwyczajniej w świecie pochwalić wszystkich aktorów; i Dagnę Dywicką jako marketingowy lep na żądne majątku muchy; i Klaudię Janas jako pilną choć mało bystrą uczestniczkę i Pannę Młodą niczym z „Wesela” Wyspiańskiego, a bardziej jednak Smarzowskiego; i Mateusza Bernacika jako emanację zwycięskiego wyborcy z minionej niedzieli, takoż Kubę Gollę i Łukasza Pruchniewicza. Grał zespół i grał doskonale. Niech mają świadomość ci, którzy dziś robią zamach na kielecki Teatr, że gdy dopną swego celu, zniszczą ten zgrany, uzupełniający się doskonale aktorski komityw. Przecież to tak oczywiste. I znów przerażające, niestety, bo burzyć jest łatwo, budować nie.

Wspaniały, rozbudowany a zwarty jednocześnie spektakl, z pięknymi charakterystycznymi kostiumami Lili Dziedzic, w doskonałej choreografii Agnieszki Kryst.

Bardzo nie lubię patosu, ale proszę wybaczyć, tym razem, może poprzez to, co wydarzyło się w minioną niedzielę, jakoś tak praca Jakuba Skrzywanka bardzo zyskała na znaczeniu, bo na swój sposób opisuje nie Kielce, a Polskę 2025 roku, tak jak reżyseria Adolfa Walewskiego sztuki Stanisława Wyspiańskiego opisywała nie Kraków, a Polskę 1901 roku. Może przesadzam, ale takie mam wrażenie. In statu nascendi. 

Tytuł oryginalny

Domy i ich właściciele. Byli

Źródło:

radiokielce.pl
Link do źródła

Autor:

Ryszard Koziej

Data publikacji oryginału:

05.06.2025

Sprawdź także