„Hamlet” Williama Shakespeare'a w reż. Macieja Gorczyńskiego w Teatrze Studyjnym w Łodzi, spektakl dyplomowy studentów Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej. Pisze Sylwia Krasnodębska w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
„Hamlet” w reżyserii Macieja Gorczyńskiego, spektakl dyplomowy studentów wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki w Teatrze Studyjnym w Łodzi, to dzieło zręcznie przygotowane, dojrzałe w przekazie i drapieżne w formie. Nawet jeśli Szekspir jest wykorzystany przez młodych artystów jako królik do zoperowania na otwartym sercu.
Każdy aktor chciałby mieć w CV kreację Hamleta. Teatralno-filmowa rzeczywistość nie jest jednak tak łaskawa. Tym razem wszyscy aktorzy mają to niecodzienne szczęście i prowadząc szaloną oraz ożywczą sztafetę ról, wcielają się (choćby na kilka minut) w Hamleta. Wymienieni alfabetycznie to: Maria Chojnacka, Dorota Goljasz, Szantal Strzelińska, Maksymilian Hojka, Jan Ja-kubik, Jakub Kondrat, Konrad Krupiński i Jakub Santarosa. Wymienieni od największej siły wyrazu: Szantal Strzelińska i reszta znakomitych młodych aktorów. Niemal wszyscy z potencjałem na dobrych rzemieślników scen i ekranów. Scenografia, kostiumy i reżyseria światła Iwony Bandzarewicz kapitalne. Podobnie jak muzyka Jana Jakubika przy współpracy ze Strzelińska i Antonim Włosowiczem.
Zamiarem twórców było, by każdy z przedstawionych w spektaklu Hamletów reprezentował inną dominującą cechę tej archetypowej postaci, od bezpardonowej bezwzględności do anarchicznego poczucia humoru. Śmiałe zadanie wykonane zostało w stopniu dostatecznym. Po niemal trzygodzinnym przedstawieniu zostają w głowie pytania o to, jak młodzi artyści czytają dziś Szekspira. Czy różnica światów i pokoleń nie zaburza poczucia udręczenia plugastwami ciążącymi na duszy? Czy twórcy celnie odczytują konflikt dotyczący chęci zbawienia w czasie korzystania z owoców grzechu? Jakimi środkami chcą dotrzeć do dna swojej duszy? Z przekładu Stanisława Barańczaka zostały strzępki. Ale to nic, skoro ocalał rytuał żalu, senna procesja przez kiszki żebraka, poddanie się płaczącemu nurtowi śmiercionośnej rzeki... Wszystko to namacalne i przemyślane. Pomysłowe, jak odegranie finałowej „mocy trucizny, która mroczy zmysły". Tu słowa mają coś do powiedzenia. Świat stoi otworem. Ale ma wiele pułapek. Nie zawsze przecież przyjdzie grać Hamleta.