Być może pomysł, by udać się na Warszawskie Spotkania Teatralne był odrobinę arogancki: 10 dni spektakli po polsku, języku, w którym nie znam nawet jednego słowa - trudno o lepszy test na to, czy można cieszyć się obcojęzycznym teatrem bez żadnych napisów czy tłumaczenia w słuchawkach. Mimo to, byłem zafascynowany tym, jak wciągająca i przyjemna dla oka była większość prezentowanych dzieł - pisze Andrew Haydon w swoim teatralnym blogu w The Guardian.
Nie trzeba znać języka, w którym wystawiana jest sztuka, by zrozumieć wizualną i emocjonalną stronę teatru. Czy można obejrzeć spektakl w mowie, którą się nie włada i której się nie rozumie i mimo wszystko czerpać z takiego oglądania satysfakcję? W tym roku miałem przyjemność obejrzeć "Hamleta" Thomasa Ostermeiera na deskach teatru w Berlinie. Jestem Ostermeiera wielkim fanem od czasu jak przeszło rok temu widziałem jego surową, prostą "Heddę Gabler" wystawioną w Barbican. Doszedłem do wniosku, że Hamleta znam na tyle dobrze, że zrozumiem sztukę. I tak się stało. Jeżeli tylko wiesz jak po niemiecku brzmi "Być albo nie być" ("Sein oder nichtsein"), nie będziesz mieć problemów ze śledzeniem akcji, rozpoznaniem postaci oraz z wyłapaniem (dzięki dawno zapomnianym lekcjom niemieckiego) znajomych strzępków dialogu. Dzięki temu mogłem docenić okrojone tłumaczenie Mariusa von Meyenberga oraz podziwiać zabłoconą, minimalistyczną i