EN

20.10.2022, 13:26 Wersja do druku

Damą być?

„Iwona, księżniczka Burgunda” Witolda Gombrowicza w reż. Waldemara Śmigasiewicza z Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Tomasz Domagała w oficjalnym dzienniku 15. Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego na stronie domagalasiekultury.pl.

fot. Maciej Rałowski

poniedziałek, 10 października 2022

Przyjęcie ma być świetne, z damami, nie z kocmołuchami

„Iwona, księżniczka Burgunda”, akt IV

Kiedy Mariola Łabno-Flaumenhaft, grająca rolę Królowej Małgorzaty, mówi naprzód morderczy flakonie, wymachując zieloną butelką popularnego Domestosa, coś w Iwonie, księżniczce Burgunda Śmigasiewicza wreszcie zaczyna mi się układać. Aktorka idzie dalej i – mówiąc o otruciu dziewczyny – podlewa będące jednym z głównych elementów scenografii, uschnięte drzewo odrobiną detergentu. A więc to dlatego Iwona jest „uschnięta”, pomyślałem, bo ludzie pokroju Małgorzaty atakują ją przyrządzonym z własnych kompleksów i grzechów koktajlem nienawiści. Cudowny zachód słońca zaś z pierwszej kwestii Królowej to nie piękne zjawisko, a łuna od pożarów, także tych duchowych, które trawią cały świat i sugestywnie towarzyszą nam jako projekcje przez cały prawie spektakl Teatru im. Siemaszkowej.

Tyle zrozumiałem, bo reszta spektaklu tonie, niestety, w zagadkach, które trudno rozwiązać, a najważniejszą z nich jest ta: kim jest Iwona? Oczywiście z tekstu Gombrowicza wiadomo, że inną i obcą w stosunku do świata, w którym nieoczekiwanie się znalazła; jest też niewątpliwie kobietą, w postaci której musi przejrzeć się cały ten – ukształtowany niewątpliwie patriarchalnie (koncept dworu królewskiego) – męski świat przedstawiony w dramacie. Ale kim jest Iwona w spektaklu Śmigasiewicza, nie mam pojęcia. Jest ubrana koszmarnie (mówię to jako zarzut), w jakąś sukienkę i narzutkę, do tego sznur pereł, które mogą kojarzyć się ze staruszką. Sam w sobie ów kostium absolutnie nic o niej nie mówi, poza tym, że jest po prostu źle ubrana. Trochę więcej można zrozumieć, gdy się ją porówna z wyuzdaną, sztuczną i pozostającą na każde męskie zawołanie (prosty zabieg z perukami) Izą. Widać wówczas, że w porównaniu z nią Iwona jest sobą, ma swoją godność, jest prawdziwa i autentyczna, strój „ciotki-klotki” manifestuje więc jej przywiązanie do tradycji w stylu dziewictwo – skarb dziewczęcia. Tylko gdzie dziś takich młodych dziewcząt szukać? W teatrze? Wolne żarty! Kilka okazów może by się znalazło w jakiejś katolickiej oazie, o ile one jeszcze funkcjonują, bo nawet w środowisku osób przywiązanych do tradycji nie ma szans, żeby ktoś tak wyglądał i tak się zachowywał. A jakąś więź ze współczesnością powinno się jednak w tym przypadku zbudować! Inaczej spektakl jest o wszystkim, czyli o niczym. To zresztą nie najmniejszy problem takiego ujęcia Iwony, większym jest to, że ta jej nieokreśloność nie pozwala widzowi na szybką identyfikację i zbudowanie opartej na czymkolwiek nici sympatii, a jeśli nie ma sympatii z Iwoną, to nie wstrząśnie człowiekiem scena morderstwa, jakiego dokonuje na niej dwór królewski. To obrzydliwe, co teraz napiszę, ale bohaterka musi być trochę nasza, żebyśmy jej żałowali, ba, żebyśmy w ogóle zwrócili uwagę na to, że zniknęła. Śmierć Iwony, śmiem twierdzić, nie obchodzi nikogo, jest „wypadkiem Kożuchowskiej, co wpadła w kartony”.

Opatrzność też drwi ze Śmigasiewicza i tego nietrafionego konceptu, gdyż Mateusz Mikoś (Filip) oraz Dagny Mikoś (Iza) to małżeństwo, w związku z tym sceny między Izą a Filipem są pełne chemii – tym samym wszelkie relacje z Iwoną (ofiarnie grająca ją bez szans na sukces Justyna Król) są sztuczne i na pokaz, niczym postać Izy w tym całym koncepcie. Tak więc, gdy się ogląda tę historię, to od razu kibicuje się Izie, a nie Iwonie. Wbrew temu, czego chciałby i Gombrowicz, i jak mi się wydaje – Śmigasiewicz. Postacią, która była tam najprawdziwsza i niosła ten spektakl ewidentnie do przodu, był Król Ignacy, w uczciwym wydaniu Marka Kępińskiego. Był to mężczyzna trzymający władzę, skupiony na zabawie, relatywizowaniu swoich podłości i całą energię wkładający w utrzymanie ”starego”, czyli systemu, który zapewnia mu uprzywilejowaną pozycję. „Tak jest dobrze, jak się zmieni, to będzie koniec świata”. No nie, jak się zmieni, to będzie zmienione, z całym dobrodziejstwem zmiany, a ubieranie młodej, atrakcyjnej dziewczyny w ohydne ciuchy i pokazywanie jej jako ikony tradycji, jeszcze tę zmianę przyspieszy. Bo, jak mówił ktoś mądry, to nie koniec świata, a tylko koniec pewnej epoki, z czym, mam wrażenie, Waldemarowi Śmigasiewiczowi trudno się pogodzić.

Niedziela, 9 października 2022

miło mi jest Państwa poinformować, że wczorajszym pokazem spektaklu Iwona, księżniczka Burgunda rozpoczęła się 15. edycja Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego w Radomiu, organizowanego przez Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego!

Z mojej strony zapraszam Państwa do lektury oficjalnego festiwalowego dziennika ZDARZENIA NA BLOGU BANBURY, który na zaproszenie dyrektorki Teatru Powszechnego i Festiwalu Gombrowiczowskiego, pani Małgorzaty Potockiej, będę miał zaszczyt i przyjemność prowadzić, oczywiście tu na mojej stronie. Bardzo dziękuję za zaproszenie i zaufanie, a w naszą festiwalową podróż zapraszam już jutro rano! Jaki bowiem poniedziałek taki cały tydzień!

Źródło:

domagalasiekultury.pl
Link do źródła

Autor:

Tomasz Domagała

Data publikacji oryginału:

10.10.2022