Perspektywa wprowadzenia restrykcyjnej kontroli przestrzeni naszej wolności, jaką pod pozorem wdrażania unijnych dyrektyw usiłuje nam zafundować rząd - to naprawdę powinno nas niepokoić - pisze Paweł Passini w felietonie dla e-teatru.
Niby wszyscy uważnie obserwujemy wydarzenia w Tunezji, Egipcie i Libii, wskazując - niezależnej od oceny ich doraźnych, krótkoterminowych skutków - na ich rozwojowy, prodemokratyczny charakter. Niby niesiemy naszym wschodnim sąsiadom kaganek swobód, uświadamiając równocześnie obecność kagańca na pysku. To dobrze - wolność jest przecież naszym dobrem narodowym, a bezkrwawy przewrót przypieczętowany Okrągłym Stołem czyni z nas wręcz europejskich speców od wolności. Też chyba słusznie - na chwilę obecną nie jesteśmy specami ani od techniki, ani od oszczędności, czy odpowiedzialności. Zawsze lepiej nam wychodziła solidarność, niż solidność. Przyjmijmy więc, choćby na próbę, że to właśnie wolność jest sferą, w której polska nadwrażliwość może przysłużyć się europejskiej i światowej wspólnocie jako czuły instrument, wykrywający zarówno nowe szanse jej rozszerzania, jak i niebezpieczeństwo ograniczenia. Przybliżając kolegom