EN

5.01.2021, 08:51 Wersja do druku

Czy w "Dziadach" Adama Mickiewicza cokolwiek jeszcze zostało dla "nas", dla wspólnoty?

"Dziady" w reż.  Piotra Tomaszuka z   Teatru Wierszalin w Supraślu na VOD. Pisze Grzegorz Kondrasiuk w tygodniku Do Rzeczy.

Niepostrzeżenie Telewizja Polska zamieściła na swoim VOD świeżo zarejestrowane Mickiewiczowskie "Dziady" z teatru Wierszalin, w reżyserii Piotra Tomaszuka. Spektakl ten (w dwóch osobnych częściach, dwóch "Nocach") grywany był od paru lat na skromnej, macierzystej scence w Supraślu i w końcu doczekał się premiery na naprawdę szeroką skalę. Wydarzenie to przemknęło właściwie bez odzewu. Nie chodzi mi nawet o chór krytyków zestrojony w nabożnym podziwie czy wręcz przeciwnie – o ostre krytyków połajanki.

Raczej o zamilczanie, poczucie niestosowności zajmowania się „Dziadami" w ogóle (a tymi „Dziadami" to już szczególnie]) jako tematem niepoważnym, bo przecież nie o tym teraz rozmawiamy, a zresztą, jeśli już okrzyknęliśmy Tomaszuka „PiS-owcem", to nie ma sensu w ogóle o nim wspominać... A przecież uczono „nas", że „Dziady" to jest archetyp „naszej" kultury. Że ponoć każde pokolenie powinno mieć swoje „Dziady", że wystawianie „Dziadów" może wywołać dziejowy przełom. Znamy to na wyrywki: „Dziady" jako arcydzielny archetekst, poprzez którego pryzmat -najlepiej w teatrze - zwykliśmy oglądać stan zbiorowej tożsamości i tak dalej... To niemówienie o „Dziadach" wiele o „nas", o „naszym" dzisiaj, mówi, bo stoi za nim oczywiste pytanie: Czy właściwie w „Dziadach" Adama Mickiewicza cokolwiek jeszcze zostało dla „nas", dla wspólnoty? „Noc Pierwsza" w opracowaniu Tomaszuka wychodzi od części II i IV, ale z tych ludowych, obrzędowych, wileńsko-kowieńskich „Dziadów" ostało się tekstu doprawdy niewiele. Prawie nic, ale jednocześnie - jak wiele, chciałoby się zakrzyknąć. Oto pojawia się na scenie reżyser-aktor, Guślarz-Piotr Tomaszuk: długowłosy, siwy, szalony, do roli tej niepotrzebujący kostiumu czy charakteryzacji. Słynne wołania w stronę zaświatów, to „ciemno wszędzie, głucho wszędzie" wypowiada półprywatnie, jak gdyby do siebie, a nie po to, by przywoływać „czyśćcowe duszeczki". Siada przy stole, przy świecy, odpala od niej zapałkę za zapałką, spala suche pęki włókien. I celebruje - może mistyk, może wariat zamknięty we własnym mieszkaniu. Smakuje sam akt wypowiadania, szuka tonu, własnej melodii w wibrującym, niskim, głębokim szeptaniu - i najwyraźniej nie przewodzi żadnej wspólnocie. Guślarz bez wspólnoty? A może raczej próbujący wspólnotę sobie przypomnieć, raz jeszcze ją wywołać? Może to jest trop, właściwy pomysł na współczesne „Dziady" - w których wszyscy jesteśmy, tu, w Polsce, Guślarzami, i sami z siebie wywołujemy czyśćcowe duszeczki, by się ich - na ogół bezskutecznie - pozbyć? Idę za daleko? Piszę zbyt patetycznie? Mniejsza, po prostu uważam tę scenę za znakomitą - właśnie przez jej prostotę, robienie teatru z tak niewielkiej ilości elementów, tak bardzo elementarnych i dotykalnych.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Czy w "Dziadach" Adama Mickiewicza cokolwiek jeszcze zostało dla "nas", dla wspólnoty?

Źródło:

Do Rzeczy nr 1/10.01
Link do źródła

Autor:

Grzegorz Kondrasiuk

Data publikacji oryginału:

05.01.2021

Wątki tematyczne