Internet buduje prestiż, ale nie daje wielkich pieniędzy. Telewizja pozwala dużo zarobić, ale przynosi wizerunkowe straty. Niełatwo wyżyć z rozśmieszania.
Kabareciarz to ma klawe życie. Przychodzi do pracy, opowiada dowcipy, ludzie pokładają się ze śmiechu i jeszcze mu za to płacą. Niby prawda, ale nie cała. W tym zawodzie – jak w każdym – nie jest lekko. A rozśmieszanie to duża sztuka. I spora presja. Do każdego występu kabareciarz musi się przygotować – wymyślać nowe żarty, bo dowcip słyszany po raz drugi bawi dużo mniej. A słyszany po raz trzeci – ośmiesza opowiadającego. Potrzeba więc wkładu intelektualnego oraz czasu na wymyślanie ciekawych skeczów, które informują na bieżąco, co w sejmowej polityce piszczy albo o czym plotkuje ulica. Trzeba nastawić uszu, pilnie słuchać, a to, co się usłyszy, przerabiać na estradowe bon moty. Dużo z tym zachodu.
Łukasz Rybarczyk z Kabaretu pod Wyrwigroszem przygotowuje trzy nowe filmy tygodniowo na swoje kanały w mediach społecznościowych. Później korzysta z tych dowcipów podczas występów na żywo.