„SIX” Toby’ego Marlowa i Lucy Moss w reż. Eweliny Adamskiej-Porczyk w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Hanna Gęba z Nowej Siły Krytycznej.
Fanką musicalu o żonach Henryka VIII jestem od dawna. Nie miałam niestety okazji zobaczyć go na Broadwayu ani na West Endzie, ale wszystkie piosenki znam na pamięć. Gdy dowiedziałam się, że w Polsce ktoś zabiera się za sztukę Toby’ego Marlowa i Lucy Moss, nabrałam jednak obaw – musical jest pełen nawiązań do kultury anglosaskiej. Czy to aby na pewno da się przetłumaczyć?
Koncepcja „SIX” to przepisanie historii znanej Anglosasom z podręcznika plus pewna fantazja. Otóż sześć żon Henryka VIII postanawia połączyć siły i stworzyć girlsband. Jako że są silnymi osobowości, nie mogą dogadać się w kwestii leaderki. Urządzają więc konkurs na wyśpiewanie swojej relacji z eksmężem. Wygra ta, która miała najgorzej.
Słuchanie „SIX” a bycie na „SIX” to dwa różne doświadczenia. Piosenki puszczane na słuchawki w losowej kolejności to po prostu kilka dobrych popowych kawałków. Niektóre słowa umykają, a zapamiętuje się przede wszystkim chwytliwe refreny. Kiedy „SIX” się ogląda, każdą kolejną opowieść śledzi się z zapartym tchem. Eksżony dokuczają sobie, pomagają, współczują i rywalizują ze sobą. Dynamika emocji między nimi zmienia się z piosenki na piosenkę. Gdy jedna śpiewa, reszta (nawet jeśli robi głupie miny) wtóruje jej w chórkach. Jak mówią królowe, ich celem jest pokazanie dobrze znanych faktów z innej strony.
Polscy widzowie nie znają jednak tak dobrze dziejów Wielkiej Brytanii, czy w takim razie będą tak samo zaangażowani w spektakl? Z mojego wieczoru w Teatrze Syrena wynika, że tak. Być może po części dlatego, że przed Syreną piosenki przełożyło na polski Studio Accantus, ale nie powstało tłumaczenie pełnego libretta. A „SIX” ma do zaoferowania o wiele więcej niż wpadające w ucho hity. To połączenie musicalu z koncertem popowym.
Poza fenomenalnymi głosami aktorek (imponująca dykcja) spektakl tworzy zespół muzyczny, grający na żywo. Instrumentalistki są nazywane przez żony „damami dworu” i faktycznie często szukają w nich wsparcia. Energia w zespole aktorsko-muzycznym jest niesamowicie pozytywna. Wszystkie panie zdają się naprawdę dobrze bawić, a przecież „SIX” to musical bardzo intensywny. Przez prawie półtorej godziny cała obsada jest na scenie – musi tańczyć, śpiewać, a co najważniejsze wchodzić w interakcje z publicznością. Tego nie da się doświadczyć słuchając nagrań lub oglądając bootleg. To po prostu trzeba przeżyć. Widzowie są namawiani do klaskania, piszczenia, a nawet wstania z foteli i tańczenia. Widziałam wokół siebie nie jedną podrywającą się nóżkę.
Bałam się, że dobrze znane w oryginale piosenki po polsku będą brzmiały sztucznie. Teraz jestem przekonana, że tłumaczenie było bardzo dobrym pomysłem (jego autorem jest dyrektor artystyczny teatru Jacek Mikołajczyk). Dzięki temu polska publiczność nadrobiła braki w historii kultury anglosaskiej. Niestety, nie udało się przełożyć wszystkiego. Słowa znane z afisza: „Divorced, beheaded, died; Divorced, beheaded, survived” to znana angielska wyliczanka. Po polsku chyba nie da się tego zrymować, a nawet jeśli, to nie trafi do powszechnego użycia. Tak samo z powiedzonkami na temat sześciu żon Henryka VIII, które królowe przytaczają na początku spektaklu. Najważniejsze, że Syrenie udało się oddać ich ogólny sens.
Wokalnie wszystkie piosenki były na bardzo wysokim poziomie, ale mam faworytki. W oryginalnej wersji jestem fanką solówki Ann Boleyn, w Teatrze Syrena najbardziej porwały mnie królowe numer cztery i pięć: Anna z Kleve (Małgorzata Chruściel) i Katarzyna Howard (Aleksandra Gotowicka). Solówki i choreografie (opracowane przez reżyserkę Ewelinę Adamską-Porczyk) sprawiły, że spojrzałam na znane utwory z nowej perspektywy. Gdy wróciłam do domu, od razu odsłuchałam oryginalne wersje – każde wykonanie ma swoje zalety.
Tak jak w oryginalnym „SIX” i w Syrenie obsada jest bardzo różnorodna. Każda królowa ma inną sylwetkę, inny kostium, inaczej się rusza i śpiewa. Nie chodzi o poprawność historyczną, ale o ukazanie eksżon jako barwnych indywidualności. Stroje nie przypominają w najmniejszym stopniu ubiorów z epoki, są typowo estradowe. Każda bohaterka ma „kolor przewodni”. Różnorodność krojów odbiega od kostiumów w oryginalnej wersji. Królowe zyskały ludzkie twarze. Musical jest feministycznym komentarzem do portretów sześciu całkowicie różnych kobiet, postrzeganych przez pryzmat wspólnego eksmęża. Niektóre aspekty spektaklu zgubiły się w tłumaczeniu, ale inne na nim zyskały. Na pewno zyskała polska publiczność i rzesza fanów musicalu. Tylko czekać na płytę z utworami!
***
Toby Marlow, Lucy Moss
„SIX”
tłumaczenie: Jacek Mikołajczyk
reżyseria i choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
Teatr Syrena w Warszawie, premiera: 9 września 2023
wykonawcy: Marta Budynowicz, Małgorzata Chruściel, Aleksandra Gotowicka, Natalia Kujawa, Izabela Pawletko, Agnieszka Rose, Marta Skrzypczyńska, Olga Szomańska, Anna Terpiłowska
***
Hanna Gęba – studentka Artes Liberales i Sztuki Pisania na Uniwersytecie Warszawskim. Członkini Polskiego Towarzystwa Szekspirowskiego. Miłośniczka teatru (w szczególności musicali oraz adaptacji sztuk Stradfordczyka), literatury i krytyki feministycznej.