„Czułe słówka” Larry’ego McMurtry’ego w reżyserii Pawła Paszty w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
„Czułe słówka”, najsłynniejsza powieść Larry’ego McMurtry’ego, której główny wątek koncentruje się wokół skomplikowanej relacji między Aurorą i Emmą, w latach 80. stała się inspiracją dla kultowej, legendarnej adaptacji filmowej. Opowieść o matce i córce przeniósł na wielki ekran James L. Brooks i choć znacznie okroił treść książki, jednak zdołał uchwycić wiele ciekawych detali, a odtwórcy głównych ról: Shirley MacLaine jako Aurora Greenway, Debra Winger jako Emma, Jack Nicholson jako jeden z absztyfikantów oraz Jeff Daniels czyli mąż Emmy dodali jej tyle smaku, że rozsławili kinową wersję na całym świecie. Potem na Broadway’u została wystawiona sztuka teatralna oparta na filmowym hicie, która również cieszyła się sporym powodzeniem. Po adaptację autorstwa Dana Gordona sięga Paweł Paszta, by w Och-Teatrze pokazać widzom swoją wersję „psychologicznej diagnozy”, rodzinnych przepychanek opisanych przez McMurtry’ego, nieudanych prób wyrażania uczuć, które i cieszą, i bolą. Z powodu braku albo nadmiaru szczerości, miłość i wzajemne relacje narażone są tu na niszczenie i nadmierną eksploatację. Słodko–gorzka opowieść wciąga, śmieszy, wzrusza, ale ma też swoje wady.
Aurora Greenway, atrakcyjna wdowa dobiegająca pięćdziesiątki, nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony mężczyzn. Jednak ta ekscentryczna kobieta nie chce pogodzić się ze swoim wiekiem i nie znosi rozmów, nawet myśli przypominających o nieuniknionym upływie czasu. Kocha luksus, wyszukane stroje, eleganckie wnętrza, swojego Renoira i wystawne śniadania. Aurora Greenway jest uparta, stanowcza, bywa złośliwa, a mimo to emanuje nieodpartym urokiem – piękna i pociągająca nawet w szlafroku, charme i szyk ma we krwi. Emma jest kompletnym przeciwieństwem matki – nie obchodzą ją luksusy, ale drugi człowiek. Jest pełna ciepła, skromna, wręcz nadto uległa, choć to się zmienia dość dynamicznie. Jej małżeństwo z Flapem jest solą w oku dla matki, która nigdy nie zaakceptuje partnera córki. Związek Emmy i Flapa przechodzi różne etapy i do najszczęśliwszych trudno go zaliczyć. Spektakl ma wiele zabawnych momentów, jednak w miarę upływu akcji pojawia się więcej goryczy i wzruszeń, smutków i bólu. Bohaterki wciąż zawzięcie walczą ze sobą, a jednocześnie darzą się ogromną miłością. Potrzebują siebie i równie mocno uciekają jedna od drugiej, spragnione (głównie Emma) niezależności, autonomii. Autor dobrze pokazuje zagmatwanie w relacjach międzyludzkie, emocjonalną huśtawkę, nastroje matki, córki, żony, kochanki, babci. I nie zapomina o mężczyznach, równie nieoczywistych jak kobiety.
Paweł Paszta ucieka od filmowego obrazu, nie powiela schematów – tworzy własne dzieło sceniczne, z barwnymi, krwistymi postaciami. Najbardziej interesuje go człowiek i jego mikroświaty. Relacje z rodzicami i ich wpływ na nasze funkcjonowanie w dorosłym życiu, komunikację z partnerem nie są dziś tematem tabu czy niezrozumiałym mechanizmem. Coraz częściej lęki, zaburzenia relacji, schematyczne zachowania wiążemy z wydarzeniami z przeszłości, okresem dorastania. Szukamy sposobu na właściwe rozpoznanie podświadomych traum, z którymi się zmagamy i wyprostowanie tego, co niebezpiecznie wykrzywia nasze życie. A spektakl odsłania to, co niekoniecznie nam się podoba. Możemy dostrzec własne kompleksy, lęki mocno zakorzenione we wczesnych relacjach. W „Czułych słówkach” reżyser płynnie przechodzi od groteskowego żartu do spraw poważnych, eksponując silnie dramat obu bohaterek – matki i córki. Podkreśla sytuacje, które odmieniają wszystko, co w życiu ważne, dba o falujące napięcie, właściwą dramaturgię. Pokazuje sprzeczności w działaniu Aurory i Emmy, które muszą odnaleźć się i określić w pewnej życiowej sytuacji. Więź między nimi jest silna, ale obciążająca. Wzajemna konfrontacja, szczerość mogłyby pomóc, tylko czy są możliwe? Czułe słowo, tak trudne do wyartykułowania w przypadku Aurory, tak maskujące zagubienie i bezsilność Emmy nie zawsze służy relacjom.
Spektakl ogląda się z przyjemnością, bez znużenia, z zaangażowaniem i ciekawością – trzeba dodać, że to również zasługa obsady. Bohaterowie spektaklu są inni niż filmowe pierwowzory, mają swoje niepowtarzalne cechy, a ich osobowości odbiegają od ekranowych wzorców, które stworzył Brooks. W postać nieszablonowej Aurory Greenway wciela się Aleksandra Popławska. Piękna, zadbana, skoncentrowana na sobie, z niesamowitym darem uwodzenia, od początku wzbudza zainteresowanie i podziw mężczyzn. Aurora jest trudną matką, jednak Popławska potrafi dodać do jej toksycznego wizerunku sporo ciepła, delikatności oraz ukrytej i mimo to dającej znać o sobie uczuciowości oraz wrażliwości. Wydaje się niezwykle krucha, gdy w skrajnym napięciu uwalnia brak poczucia bezpieczeństwa. Aktorka wspaniale eksponuje kobiecy seksapil bohaterki i gra z doskonałym wyczuciem – swobodnie, naturalnie, z wdziękiem podkreślając wszelkie ironiczne niuanse, konieczny dystans. Precyzyjne rozłożenie środków wyrazu, wyczucie roli pozwala na doświadczenie i zrozumienie emocjonalnej zmienności bohaterki. Ostatnia scena oraz ostanie słowo w spektaklu należy do niej i wgryza się mocno w pamięć. Emmę gra Eliza Rycembel. Na próbie otwartej spektaklu w Och-Teatrze jej energia i czar młodości były wyraźnie wyczuwalne – niestety nie potrafiły przykryć niepewności z powodu drobnych wpadek. Dobrze partneruje Aleksandrze Popławskiej, budując swą postać na zasadzie przeciwieństw i podobieństw, jednak musi jeszcze wygładzić swoją rolę. W oczach, w gestach aktorki – Emmy czai się głód uczuć, pragnienie akceptacji. Aktorce nie brakuje urokliwego wyczucia komizmu, choć czasem aż nadto go pokazuje. Ale potrafi wzruszyć, pohamować przesadę. Jej męża, beznadziejnego, niedojrzałego, dużego chłopca gra Karol Lelek. W zasadzie jest taki, jakim go opisał autor. Aktor w punkt pokazuje jego charakter, słabość, niefrasobliwość, jednak nad grą musi jeszcze popracować. Mało wyrazisty egocentryk i egoista potrafi w końcu wykrzesać z siebie uczucia – Lelek dość zmyślnie to pokazuje. Niezaprzeczalnie jednak scena Och–Teatru należy do duetu Popławska – Dracz. Krzysztof Dracz w roli Garretta, astronauty i sąsiada Emmy jest wyborny. Dracz wykorzystuje komediowe techniki, pomieszane z powagą, bawi, czaruje jak wąż, przyciąga i odpycha jednocześnie. W jego kreacji wszystko jest na swoim miejscu, nawet szarżując pozostaje naturalny. Płynnie łączy napuszoną nieco elokwencję bohatera z inteligencją, sarkazm i ironię z subtelnością. I zawsze wie kiedy się zatrzymać – w szaleństwie, w potoku słów. Alicja Czerniewicz i Sławomir Holland w drugoplanowych rolach równo dotrzymują kroku doświadczonym aktorom i wyraźnie zaznaczają swą obecność. Przecież nie byłoby „Czułych słówek” bez Patsy Clark czy doktora Maise (rozmowa Garretta z doktorem to perełka!).
Scenografia Aleksandry Szempruch pomaga w budowaniu klimatu całości i obrazuje to, co niewyrażalne. Porośnięta bluszczem ściana – siatka symbolizuje klatkę, w której uwięziono bohaterów. Utknęli w swych relacjach, nie mogą się wyzwolić, a rozrastający się bluszcz przenika do najintymniejszych sfer ich życia (jak zaborczość innych, trudna rodzinna przeszłość ). Kostiumy (również Aleksandry Szempruch) ubarwiają inscenizację, a muzyka Tomasza Jakuba Opałki oraz gra świateł autorstwa Rafała Piotrowskiego tworzy tu jeszcze dodatkowe, potrzebne tło.
Spotkanie z bohaterkami dramatu, tak różnymi, a jednak podobnymi – „genetycznie skażonymi”, pełnymi sprzeczności i głodu „czułych słówek”, słabymi i silnymi zarazem skłania do przemyśleń. Opowieść o relacjach międzyludzkich, świetnie zagrana, prowadzona według wskazówek reżysera, który prawidłowo odczytuje psychologiczne portrety postaci, ocieplając je humorem, zawsze pozostaje aktualna i warta refleksji.