EN

2.07.2024, 07:18 Wersja do druku

„Czułe słówka”, czyli w klatce relacji

„Czułe słówka” Larry’ego McMurtry’ego w reż. Pawła Paszty w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Marta Żelazowska z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Robert Jaworski / mat. teatru

Czułe słówka mają podkreślić więź z drugim człowiekiem. Pomagają określić uczucia, również te niełatwe do wyrażenia, gdy braknie odwagi na zakomunikowanie ich wprost. Czasem nieco pudrują rzeczywistość, by relację uczynić bardziej znośną albo pozornie bliską. Zdarza się, że maskują intencje. Zdarza się też, że zaklinają rzeczywistość. Trudno jednak wyobrazić sobie relację interpersonalną – czy to romantyczną, czy rodzinną – bez używania czułych słówek. Są z nią zespolone i używane mniej lub bardziej świadomie wraz ze wszystkimi ewentualnymi konsekwencjami.

W spektaklu Pawła Paszty tytułowe czułe słówka stają się synonimem skomplikowanych relacji. Symbolicznie unaocznia to znakomita scenografia Aleksandry Szempruch – ograniczająca scenę stołecznego Och-teatru metalową siatką porośniętą bluszczem. Bohaterowie są w tej przestrzeni uwięzieni niczym w klatce czy celi w Guantanamo. Od zależności i zobowiązań rodzinnych wszak niełatwo uciec, a ponadto jako istoty społeczne do zdrowego funkcjonowania psychofizycznego potrzebujemy innych. Rezygnacja z relacji zdaje się więc niemożliwa, nawet gdy bywa ona zaborcza – mówiąc metaforycznie, oplatająca żywiciela jak bluszcz, który jest rośliną trującą. W psychologii opisuje się „kobiety bluszcze” jako cierpiące na głód przywiązania. Ingerują we wszystkie sfery życia bliskich – infekują je, kontrolują. Pragną wiedzieć o drugiej osobie wszystko. Są natarczywe i narzucające się. Pod tymi zachowaniami kryje się jednak wyolbrzymiona potrzeba opieki – wszak „kobieta bluszcz” najbardziej boi się odrzucenia i opuszczenia.

Relacji Aurory (Aleksandra Popławska) i Emmy (Eliza Rycembel) nie sposób opisać z pominięciem tego mechanizmu. Matka wtrąca się w życie córki – od małżeństwa, po kolejne ciąże, których Emma nie skonsultowała z rodzicielką. Jest stale obecna i nadzorująca, nawet gdy dzielą je setki kilometrów. Popławska z jednej strony uwydatnia narcystyczny rys bohaterki manifestujący się egoizmem – ogromną pewnością siebie i przekonaniem o słuszności własnych przekonań. To epatowanie egocentryzmem wprawdzie śmieszy, ale brak w tym autoironii. Aurora taka jest – trudna i toksyczna. Wie, co dla córki najlepsze – deprecjonuje więc jej wybranka, krytykuje nie tylko podejmowane przezeń decyzje, ale również wygląd córki. Jej postępowania nie sposób zaakceptować. Popławska jednak nieco łagodzi ten oschły wizerunek. Dodaje Aurorze subtelności i seksapilu, na przykład gdy paraduje w koronkowych narzutkach i sandałach na szpilce (znakomite kostiumy Aleksandry Szempruch), ekscytując się jak podlotek romansem z kosmonautą. Jej postaci nie brak również czułości i wrażliwości wobec córki, choć te ukryte są głęboko pod fasadą krytyczności. W półmroku, do mikrofonu jak do słuchawki telefonu, niezwykle emocjonalnie konsultuje z Emmą każdy najdrobniejszy szczegół własnego życia, między innymi obawy dotyczące końca relacji z sąsiadem. Jest w niej zadra niepewności, lęk przed porzuceniem, a w konsekwencji obawy przed samotnością. Jak lwica walczy więc o leczenie córki – jedynej przyjaciółki. Nie stać jej jednak na wypowiedzenie czułych słów, jakby obawiała się następstw. Jej percepcję relacji zmienia dopiero choroba córki.

W Emmie dostrzec można ogromną potrzebę nie tylko separacji od matki, ale również autonomii. Trudno pozbyć się wrażenia, że tym jest motywowane jej małżeństwo z Flapem (Karol Lelek). Od zależności jednak nie sposób uciec. Oplótł ją toksyczny model relacji. Bohaterka raz, że wybiera partnera równie egotycznego jak rodzicielka, dwa – choć fizycznie izoluje się od matki, wciąż pozostaje z nią w kontakcie (codzienne telefony). Jej związkowi z Aurorą nie sposób odmówić swoistego zaangażowania emocjonalnego. Choć nie jest możliwe stwierdzenie, ile w nim autentycznej miłości, ile powielania schematów, a ile lęku przed samotnością czy rutyny lub przyzwyczajenia. Czułością darzy bohaterka jedynie dzieci, jakby chciała wyrwać je z błędnego koła przekazywania kolejnym pokoleniom wzorca toksycznych więzi.

Świetna jest w tej roli Eliza Rycembel – oscylująca między podporządkowaniem, a wyodrębnieniem, przeciwstawiająca się i uległa zarazem. Pudruje małżeństwo czułymi słówkami, ale również zdolna jest do wyrażenia złości i frustracji – jak w scenie nakrycia męża na zdradzie. Rozbraja ciepłem i ckliwością, gdy zachwyca się fuksjowo-różowymi skarpetkami Flapa, czy gdy pisze list do dzieci. Wzrusza wyrozumiałością względem zachowań toksycznej matki. Mimo uwikłania w sytuację bez wyjścia, jest zdeterminowana, by uczynić ją bardziej znośną. W tym celu bohaterka decyduje się na realizację potrzeby bliskości poza małżeństwem, co dodaje jej energii witalnej.

Mężczyźni w spektaklu Pawła Paszty są jedynie tłem dla intensywnej i skomplikowanej relacji obu pań. Wkraczają w ich życie, jednak nigdy nie stają się konkurencją dla łączącej kobiety więzi. Rezonują jedynie z ich stanami emocjonalnymi, potrzebami i problemami. Przyjmują rolę buforów bezpieczeństwa. Wyraźne jest to zwłaszcza w konstrukcji scenicznej Flapa, który zostaje opisany przez bohaterki, ale również sam się opowiada i określa. Wprost komunikuje ułomności swego charakteru, rzucając przy tym szowinistycznym komentarzem wobec żony. To niedojrzały, egocentryczny chłopiec uciekający przed zobowiązaniami życia rodzinnego w pracę i romanse. A może jedynie szuka przestrzeni, do której dostępu nie ma teściowa? Uciążliwe mierzenie się z permanentną krytyką i brakiem sympatii nie tłumaczy jednak zachowania wobec małżonki. Związek w tym kontekście zdaje się być dlań jedynie formą organizacji bytu i zaspokojenia potrzeb. Flapa nie da się lubić, ale jest on Emmie niezbędny. Lelek odczarowuje postać dopiero w ostatniej scenie, gdy wtulając się w żonę, szczerze mówi o swych uczuciach i obawach.

Garrett, podstarzały lowelas – astronauta, stanowi przeciwwagę dla uwikłanych w relację bohaterów. To postać spowita specyficznym humorem, znakomicie prowadzona przez Krzysztofa Dracza. Sporo w nim dystansu nie tylko do życia, ale i do związków. Jest trochę bezczelny, trochę arogancki, trochę irytujący, ale przy tym niezwykle intrygujący i pociągający dla Aurory. Bohaterka dzięki niemu konfrontuje się z lękiem przed opuszczeniem, a w konsekwencji nabiera odwagi, by wyznać uczucia.

Spektakl Paszty intryguje i wciąga. Reżyser, co mu się chwali, nie usiłuje konkurować z nagradzanym Oscarami hitem filmowym z lat osiemdziesiątych. Tworzy rzecz autonomiczną – balansującą miedzy humorem (znakomita scena rozmowy Garretta z lekarzem), a dramatem wydarzeń – choć równie wzruszającą jak pierwowzór. Uwagę widza koncentruje na dramaturgicznej konstrukcji postaci, a w konsekwencji na uwikłaniu ich w skomplikowane relacje interpersonalne. Rodzina jest tu ujęta systemowo – zachowanie każdego z członków wpływa na pozostałych. Paszta uwypukla niemożność oceny oraz bezsilność w zrozumieniu łączących ludzi więzi, a w rezultacie afektywnych zachowań. „Czułe słówka” pokazują zaburzone więzi i pogubionych bohaterów takimi, jakimi są – w pełnym ludzkim, emocjonalnym wymiarze. I to jest siłą tego przedstawienia.

Marta Żelazowska – pedagog, absolwentka studiów podyplomowych Wiedza o teatrze i dramacie z elementami wiedzy o filmie w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk oraz Krytyki teatralnej w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk, a także Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych, otrzymała wyróżnienie specjalne w VI edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego na Recenzje Teatralne.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne