EN

25.06.2023, 21:33 Wersja do druku

Człowiek do recyklingu

„Przemiana" Mateusza Górniaka wg Franza Kafki w reż. Grzegorza Jaremki w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.

fot. Maurycy Stankiewicz / mat. teatru

Czasem odbywam podróż tramwajem, jak było i będzie to możliwe, warszawską ulicą Puławską na Mokotów. Mijam kolejne miejsca i z rozrzewnieniem wspominam – tu było kino „Moskwa” ze zdjęcia Chrisa Niedenthala z nieodłącznym tytułem w dniach stanu wojennego Czas Apokalipsy oraz stojącym tankiem przed budynkiem. Kawałek dalej kusi sklep pewnej sieci handlowej, a przed nim kłębi się tłum oczekujących i wychodzących. Zawsze myślę sobie czy ktoś pamięta, że był tu kiedyś teatr? Za moich czasów edukacji scenę prowadził już Bohdan Cybulski. Zapomniany reżyser i chyba bardziej dyrektor instytucji. Zgromadził wspaniały zespół od Ireny Kwiatkowskiej po Romana Wilhelmiego, a afisz prezentował się różnorodnie. Chyba był człowiekiem nie na ówczesne czasy. Miał aspiracje tworzenia siedliska kultury – z własnym zespołem muzycznym, galerią i oczywiście produkcją sceniczną. Jego następcą niespodziewanym, przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, został Adam Hanuszkiewicz. Odgrzewał swoje romantyczne i klasyczne kotlety, czasem zaserwował coś oryginalnego. Aż miejsce upadło. A neon Teatru Nowego zniknął z ulicy Puławskiej, odchodząc do historii. Instytucję wskrzeszono za sprawą rajców miejskich, choć w oddalonej lokalizacji o paręset metrów. To Nowy Teatr kierowany artystycznie przez Krzysztofa Warlikowskiego. Jego koncept artystyczny przybliża zamysł do czasów Cybulskiego. To ciekawe jak może nieświadomie powróciła pewna idea pod jednym i tym samym szyldem. Minęły lata, gdzie artystyczne laboratorium wielkiego inscenizatora naszych czasów mogło znaleźć pole do realizacji. Bowiem nie wszystko było takie proste. Paradoksem stała się siedziba. Przestrzeń – po Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania – nim trafiła w ręce obecnych lokatorów, długo była zajmowana przez służby porządkowe. Władze spółki, choć miejskiej i podległej wówczas Prezydent stolicy, mówiły twarde veto wobec zmiany lokalizacji. Ostatecznie udało się wyprowadzić wozy śmieciarek. Następnie oczyścić teren i skonstruować owe centrum kultury, gdzie Warlikowski i jego zespół znaleźli pole aktywności artystycznej. Ten cały powyższy wywód ma swoje uzasadnienie. Bowiem prolog ostatniej premiery to epos w firmie oczyszczania miasta, a głównym bohaterem jest właśnie pracownik tejże instytucji. Analogie stają się proste, gdy zna się ową przeszłość. Inaczej to pusty, nieznaczący gest dramaturgiczny.

Nowy Teatr, oprócz prac Warlikowskiego, które kolejne pojawiają się średnio raz na dwa lata, zaprasza również do przygotowania spektakli ciekawe nazwiska polskiej sceny. Zarówno młode, debiutujące jak również te o sprawdzonej marce. U zwieńczenia sezonu szansę produkcji otrzymał Grzegorz Jaremko. Reżyser do współpracy zaprosił dramaturga, zarazem twórcę scenariusza – Mateusza Górniaka. Na warsztat wzięli obaj twórczość Franza Kafki. Choć tytuł sugeruje, że tylko ograniczono się do Przemiany, to mylne przekonanie. Artyści szeroko wykorzystali jego twórczość. Jak sami zauważają celem miało być odejście od poważnej opowieści na rzecz wyłuskania komediowego sznytu. I może w kilku scenach się to udało. Jednak całość to przeraźliwie rozciągnięta opowiastka o przemianie fizycznej z człowieka w owada, a także o ucieczce od rzeczywistości, tego co nas otacza. Bohater Gregor Samosa, pracownik przedsiębiorstwa oczyszczania, przeistacza się, ucieka od tego co wokół. Nawet dosłownie staje się śmieciem w otaczającym świecie, trafia nie tyle na wysypisko historii, ale do podrzędnego kosza, gdzie zastany brud będzie szedł na przemiał, a w lepszych przypadkach zostanie poddany recyklingowi. To co zabija spektakl to pierwsze sceny, trwające blisko godzinę, w miejscu pracy. Dopisane fragmenty przez autorów, to grafomańska próbka, która zniesmacza i odrzuca. Wlecze się niesłychanie długo, jest o niczym i nic nie wnosi do opowieści. Gdy odrzeć przedstawienie z tegoż bełkotu rysuje się ciekawy obraz rodziny, której częścią jest Gregor. To kompania indywiduów – Matka, Ojciec i siostra Greta. Pojawia się również tajemniczy lokator. Ten kwartet to moc napędowa, siła spektaklu. I właśnie, gdyby zbudować ową kameralną historię z najbliższymi w tle, owej ucieczki od realności, to powstałby skondensowany produkt, a nie rozwleczona tkanina, porwana i niedojrzała. Reżyser pragnie włączyć w spektakl wszystko co mu przyjdzie do głowy. Oczywiście jest kamera, nawet dobrze prowadzona, a sceny zbliżeń Samosy z kobietą w boa wyglądają bardzo ciekawie. I oczywiście nieodzowny jest taniec. Raczej to ruch, w pustej, nazwanej choreografią, wprawce Izy Szostak. Nie znoszę tegoż współczesnego zadęcia kilku ruchów aspirujących do wielkiej formy. I jeszcze jedno. Jakby kalka z ostatniego spektaklu Anny Smolar z Powszechnego. Tam wieńczący monolog Anny Ilczuk to kobieta z pieńkiem, tu Greta z piłą. I znów podobna wypowiedź – dlaczego warto być robakiem. Mamy za i mamy przeciw. Kalka czy przypadek analogicznego myślenia? Tani dydaktyzm nie godny miejsca przy Madalińskiego.

Wykorzystanie twórczości Kafki, w dniu dzisiejszym, jest powszechne. W Nowym Teatrze Warlikowski realizował Koniec, nie tak dawno Krystian Lupa przygotował Proces. W świecie tańca, również jest wiele pozycji, które czerpią ze źródła praskiego geniusza. Bowiem jego historie ukazują samotność i opuszczenie człowieka. Popadanie w obłęd wobec opresyjnej biurokracji i państwa, co staje się dobrą metaforą dla otaczającego nas świata. Jaremko pokazuje nie tylko wycofanie indywidualności, samotnika, ale również jego przemianę w robaka. Faktyczną degradację wobec rzeczywistości społecznej. Świetnie korzysta ze scenografii, która jest istotnym elementem przedstawienia. Anna Maria Karczmarska z Mikołajem Małkiem zabudowują halę abstrakcyjnymi, przesuwanymi elementami. Dwa najważniejsze to namiot – miejsce samotnia Gregora oraz zwisające leje wypełnione piaskiem, w którym zanurza się bohater. Dopełnienie to ironiczne kostiumy Rafała Domagały. Jego abstrakcyjne podejście do świata, wzmaga ów zakładany komizm. Jednak tym, co trzyma spektakl przy tchnieniu i oddechu dla widza, to aktorstwo. Główny bohater Bartosza Bieleni jest wycofany, zastanawiający, stonowany, świadomy odchodzenia i niebytu. Matka – Magdaleny Popławskiej pełna ironii i zapędów dla gospodyni domowej. Greta – Eweliny Pankowskiej jak mała, niegrzeczna dziewczynka, która marzy o konserwatorium i ojciec – Piotra Polaka wieczny chłopiec, w scenie z synem i drzwiami wzbija się na wyżyny komicznej opowieści. Jest jeszcze ów lokator, który przybywa w piżamce i z olbrzymią szczoteczką do zębów. To Jan Sobolewski, który idealnie wkomponowuje się ów świat dziwnej familii. Nie można zapomnieć o kobiecie w boa Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik, powiernicy zwierzeń i dylematów Samosy, wyniosłej, dostojnej i autoironicznej. Refleksja po owej wizycie w Nowym Teatrze jest jasna. Miało być śmiesznie, do końca nie wyszło. Ale został ciekawy obrazek pokoleń i to co najciekawsze podwójna przemiana – fizyczna i wewnętrzna Gregora Samosy.

Grzegorz Jaremko jest dopiero na początku swojej drogi twórczej. Przestroga, że czasem nadmiar może doprowadzić do bólu głowy, gdy zaradzić może tabletka, ale w teatrze jest inaczej. Nudy publiczności nie da się wyleczyć, na to jeszcze nie wynaleziono leku. Mieliśmy otrzymać pastylki szczęścia, dostał nam się bełkotliwy początek z dialogiem pustym jak słoik po ogórkach, dobra aktorsko rodzina oraz samotnik w robaka zmieniony. To chyba jak na wieczór w teatrze troszeczkę zbyt mało, aby mówić o wydarzeniu i pełnym artystycznym spełnieniu.

 

Tytuł oryginalny

CZŁOWIEK DO RECYKLINGU – „PRZEMIANA” – NOWY TEATR W WARSZAWIE

Źródło:

kulturalnycham.com.pl
Link do źródła

Autor:

Benjamin Paschalski

Data publikacji oryginału:

24.06.2023