"Mewa" Akademii Sztuk w Bańskiej Bystrzycy na VII Międzynarodowym Festiwalu Szkół Teatralnych ITSelF w Warszawie. Pisze Karolina Ćwiek-Rogalska w Teatrakcjach.
W "Mewie" w wykonaniu słowackich aktorów panuje dziwny rozdźwięk między deklaracjami padającymi ze sceny, a tym, co rzeczywiście się na niej dzieje. W spektaklu niemal na początku ze strony Trieplewa pada przecież, że: "potrzebne są nowe formy". Problem polega jednak na tym, że twórcy przedstawienia zatrzymali się w pół kroku. Wypróbowują pewne nowe elementy - niektóre z nich wypadają na scenie lepiej, inne gorzej - ale właściwie Czechow w wykonaniu Słowaków niewiele zyskuje. Sporo zaś - niestety - traci. Przede wszystkim kreacja postaci pozostawia w sztuce wiele do życzenia. Role grane są na bardzo nierównym poziomie. Trieplew niemal przez cały czas trwania spektaklu pozostaje w cieniu, trudno dociec, co tak naprawdę łączy go z Niną. Ta z kolei jest bardzo afektowana, w tej kreacji nie ma właściwie miejsca na cienie i półśrodki. Szkoda roli Arkadiny - granej na granicy karykatury i w kilku miejscach tę granicę przekraczającej. Blado wypada