WYSTAWIENIE Mozartowskiego "Czarodziejskiego fletu" w jakimkolwiek z naszych teatrów operowych odnotowywane jest jako artystyczne wydarzenie dużej miary. Chodzi tu przecież o jedno z najwspanialszych arcydzieł światowej literatury operowej, koronujące niejako twórczość genialnego kompozytora w tej dziedzinie, które przy tym na polskich scenach pojawia się niezmiernie rzadko.
A dodać jeszcze trzeba, ze arcydzieło to stawia przed realizatorami ogromnie trudne zadania i stanowi nie byle jaki probierz artystycznych możliwości teatru, zamierzającego wprowadzić je do swego repertuaru. Trudności scenicznej realizacji "Czarodziejskiego fletu" wynikają, jak wolno sądzić, przede wszystkim z przemieszania w tym jednym dziele elementów bardzo różnych artystycznych gatunkowi: hieratycznej "opery poważnej" w dawnym stylu, wymagającej od dwojga zwłaszcza wykonawców (koloraturowy sopran i bas) bardzo wysokiej wokalnej sprawności, nie mówiąc o skali głosu - i pogodnej "śpiewogry" opartej na prościutkich formach z licznymi partiami mówionymi; wzniosłego moralitetu o głębokich humanitarnych treściach - i ludowej baśni, obficie zabarwionej humorem. Połączenie tego kiego w jednorodną całość było dowodem geniuszu Mozarta, jak również talentu librecisty - ale tej samej sztuki musi obecnie dokonywać inscenizator (wespół ze scenografem).