Powroty do Łodzi wywołują we mnie nostalgię, troskę, a zarazem radość ze spotkania ludzi, z którymi niegdyś miałem przyjacielskie relacje, zrozumienie w sprawach zawodowych i wspólną radość z osiąganych rezultatów. Wielu z tych ludzi już odeszło, inni przestali bywać na premierach, jubileuszach i spotkaniach, ukrywając, że weszli w nieuchronną życiową fazę, która nazywa się starość - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Odpowiadając na - mam nadzieję szczere - komplementy, jakie to było dziesięciolecie, kiedy kierowałem tym Teatrem, staram się tłumaczyć, że stało się tak, bo moi następcy byli bardziej pechowi ode mnie, działali krócej, mniej kompetentnie i pracowicie, a niektórzy wręcz rozwalali sacrum łódzkiej świątyni operowej.
Moja styczniowa wizyta była spełnieniem prośby Maestra Antoniego Wita, aby towarzyszyć mu w promocji książki „Dyrygowanie. Sprawa życia i śmierci", napisanej z talentem niemal równym jego wieloletnim poczynaniom z batutą w ręku.
Przy okazji przyjrzałem się mojemu ukochanemu Teatrowi w tych ciężkich czasach. Tylko około 10 spektakli miesięcznie, przebudowane wnętrze z jakże potrzebną salą kameralną na recitale, spotkania i warsztaty operowe. Wyremontowane zaplecze lśniące czystością. Niestety, tylko coraz mniej artystów i pracowników pochodzących z moich czasów. Są one na tyle już odległe, ze zredagowany przez Iwonę Marchewkę i Tomasza Graczyka Kalendarz Teatralny na rok 2022, uwzględniający jubileusz 55-lecia Teatru Wielkiego, zaledwie wspomina w tekście i materiałach fotograficznych moje dziesięciolecie, w którym odbyło się - bagatela - ponad 70 premier operowych i baletowych.