Widmo krąży nad Teatrem Polskim we Wrocławiu. I aż dziw, że nie uderzyło jeszcze z hukiem o bruk - powinno już dawno dostać solidnego zawrotu głowy. Między scenami na Zapolskiej, na Świebodzkim i Kameralną lata przecież w kółko już od siedmiu lat - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
To widmo zmiany na dyrektorskim stanowisku towarzyszy Krzysztofowi Mieszkowskiemu, szefowi Polskiego, właściwie od początku jego kadencji. Trudno tutaj mówić o wygodzie dyrektorskiego fotela - to raczej gorące krzesło, na którym strach wygodnie się rozsiąść, bo w każdej chwili może zostać wyrwane spod tyłka. Jak na dolegliwości towarzyszące tej długotrwałej, niewygodnej ekwilibrystyce, do jakiej jest zmuszony jego szef, Polski ma się - jeśli chodzi o poziom artystyczny - zadziwiająco dobrze. Gorzej z finansami - to kolejny rok, kiedy marszałkowscy urzędnicy odkrywają dług w jego kasie. I postanawiają zwolnić dyrektora. Od Pszoniaka do Cieplaka W przeciwieństwie do obecnych władz województwa pamiętam doskonale rok 2006, kiedy Teatrem Polskim przestał kierować Bogdan Tosza. Przez pół roku z okładem trwały gorączkowe poszukiwania jego następcy. Szeptana giełda wciąż podpowiadała nowe, coraz to bardziej gwiazdorskie nazwiska potencjalnych