„Nie ma” na podstawie książki Mariusza Szczygła w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w TVP Kultura. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze Dla Wszystkich.
Spektakl „Nie ma” znakomicie wpisał się w okres przed Świętem Zmarłych (premiera 29 października 2024 r. w TVP Kultura), gdy szczególnie intensywnie wspominamy osoby, których już z nami nie ma, które „stały się fotografiami na biurku”. I wydarzenia z nimi związane, które zapisała nasza pamięć, choć podobno „połowa ludzi pamięta wydarzenia, które im się nigdy nie zdarzyły”, jak można usłyszeć w przedstawieniu.
Pamięć to tak naprawdę główny bohater spektaklu wyreżyserowanego przez Agnieszkę Lipiec–Wróblewską, która też wspólnie z Agnieszką Zawadowską (autorką scenografii) napisała jego scenariusz na podstawie reporterskiej książki Mariusza Szczygła pod tym samym tytułem (Nagroda Literacka Nike 2019). Autor jest zresztą swoistym przewodnikiem po świecie przedstawionym w spektaklu. Tłumaczy dylematy twórcy literatury non fiction, mówi o poszukiwaniu tematu, sposobu jego przedstawienia i wreszcie o doborze bohaterów. „Reportaż to nieumiejętność przeżycia własnego doświadczenia egzystencjalnego za pomocą fikcji” – mówi Mariusz Szczygieł, którego książka „Nie ma” ma charakter hybrydowy, nielinearny. Stąd podstawowa trudność stająca przed jej adaptatorami dla potrzeb teatru: znalezienie klucza pozwalającego w sposób w miarę jednolity pokazać jej przesłanie. Dla scenarzystek przedstawienia stworzonego cztery lata temu na uczczenie 70–lecia Teatru Żydowskiego w Warszawie i zaprezentowanego online (wiadomo: pandemia) najważniejsza jest właśnie pamięć ludzka: wybiórcza, zawodna, wypierająca. Także skazująca pewne osoby na niepamięć. Jak siostry bliźniaczki – Ludwika i Zofia Woźnickie, pisarki, Żydówki, matki chrzestne braci Kaczyńskich (dojmująco zagrane przez Małgorzatę Majewską i Joannę Przybyłowską–Wójcik), które w odstępie trzech lat popełniły samobójstwo. Z tą opowieścią koresponduje historia czeskiej poetki Violi Fischerovej (też rola Małgorzaty Majewskiej), która na wiele lat zarzuciła własną twórczość literacką, by powrócić do niej dopiero jako 57–latka, po samobójczej śmierci męża, również poety Pavla Buksy (wyrazista rola Marcina Błaszaka). Kontrapunktem do tych tragicznych historii jest wątek Jerzego Szczygła (gra go Jerzy Walczak), ojca Mariusza, który traci wzrok i pamięć, ale stara się zrealizować swoje marzenia, cieszyć się życiem.
W przedstawieniu pada wiele godnych przemyślenia myśli na temat upływającego czasu i pamięci, takich jak chociażby: „Pamięć to k…a”, „Pamięć dopasowuje fakty”, „Żyjąc, tracimy życie”. Jest też kilka poruszających scen, na przykład ta, w której nieżyjąca już Ludwika próbuje przez ogromne okno kawiarni Nowy Świat, gdzie kręcono zdjęcia, za którym toczy się normalne życie, nawiązać kontakt z żyjącą wciąż Zofią i wpłynąć na jej poczynania. Jeśli uwzględnić finał losów Zofii – scena robi piorunujące wrażenie. Wrażenie robi też gra wszystkich aktorów Teatru Żydowskiego w Warszawie – oprócz wymienionych także Daniela Antoniewicza i tancerek: Magdaleny Fejdasz i Weroniki Pelczyńskiej w autorskich układach. „Niepokojąca” muzyka Jacka Sienkiewicza dopełnia klimat tego skromnego, acz potrzebnego, mądrego i ważnego przedstawienia.