„Ćmienie” Radosława Maciąga w reż. autora w Teatrze Druga Strefa w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy na cenie czworo aktorów w podobnym wieku, to akurat ważne, którzy jednak nie dialogują ze sobą, raczej - wyrzucają słowa, może trochę jak na spowiedzi, czy trafniej – dokonując swoistego rachunku sumienia, ale nie z grzechów, a – jakkolwiek to zabrzmi – z życia. Cóż, to podsumowanie zysków i strat nie wychodzi najciekawiej, prawie wszystko idzie nie tak… Kto inny dostaje projekty, komu innemu starcza do 1-go, odpoczynek jest wyrazem obcym, związek i dzieci – abstrakcyjnymi; uchwytne i bolesne jest jedynie poczucie przeciekającego przez palce czasu… Gdzie w „oprogramowaniu” trzydziestoletniego człowieka tkwi fatal error? Czy można się tytułowego ćmienia – stale w głowie obecnego – jakoś pozbyć?
Oglądamy przedstawienie owszem, dość gorzkie, ale błyskotliwie napisane i z koronkową wręcz precyzją zagrane - mamy dobre role Lidii Pronobis, Aleksandry Pałki-Łopatki, Jakuba Łopatki i Macieja Zuchowicza, oraz – w roli równorzędnej, choć z pozoru drugoplanowej – Kacpra Lecha.
Finał – trochę kontrapunkt, dzięki któremu mamy przestrzeń na głębszy oddech - jest jednak bardzo zabawny, choć nie śmieszny (tak, to możliwe); zgadzam się z wnioskami zeń płynącymi w całej rozciągłości, więcej jednak niepodobna napisać, by nie zepsuć widzom wieczoru.
Zabierz zatem swojego trzydziestolatka do teatru!