EN

20.09.2023, 17:33 Wersja do druku

Ciało – czuły nośnik, relacje – niezrozumiałe wojny

„Carmen” Georgesa Bizeta w reż. Anny Obszańskiej w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Szymon Golec w Nowej Sile Krytycznej.

fot. HaWa / mat teatru

Wszyscy mamy ciało, niektórzy je kochają, inni nienawidzą, wyjściem jest również zapomnienie o jego istnieniu i skupienie się na umyśle. W obecnych czasach uciekamy od Kartezjańskiego „Myślę, więc jestem”, bardziej kierując się w stronę „Czuję, więc jestem”. Jaką mieć relację z ciałem? Dla wielu to długa i wyboista droga, która prowadzi do oswojenia się z nim. Co zrobić z oczekiwaniami społeczeństwa wobec odgrywania ról płciowych? Jaka jest granica między seksualizacją a seksualnością własnej osoby? Czy mamy jakąkolwiek kontrolę nad tym pierwszym w oczach innych, a zwłaszcza płci przeciwnej? By odpowiedzieć na te pytania, reżyserka Anna Obszańska bierze pod lupę operę Georges’a Bizeta i tworzy jej taneczną interpretację. Poruszając takie a nie inne problemy, oddanie głosu i sprawczości ciału, postawienie na choreografię było wspaniałą decyzją. Reżyserka wywraca tradycję wystawiania klasycznego dzieła do góry nogami, otwiera dziełu drogę do nowoczesności, buduje przestrzeń do dyskursu. Premiera spektaklu Teatru Nowego odbyła się w ramach Festiwalu Łódź Czterech Kultur, ale kontynuuje temat ludzkiej cielesności i seksualności, dobitnie zaznaczony przez ostatnią premierę poprzedniego sezonu na tej scenie, „Dobrze ułożonego młodzieńca” Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina.

Wchodząc na salę, widzimy skromną deokorację (Anna Obszańska i Błażej Biegasiewicz), scenę szybko zapełniają aktorzy: Katarzyna Janek (Micaëla), Marek Bula (Escamillo), Łukasz Gosławski (Zuniga), Antoni Włosowicz (Don Jose). Uwaga widza skupia się na kostiumie Micaëli – sukience złożonej z dziesiątek krowich wymion. Byki, krowy, kojarzone z nimi energie, role społeczne… nie sposób nie pomyśleć o antropologii, a zwłaszcza o pismach Mircei Eliadego. Ubranie tej postaci implikuje skrajną seksualizację ciała kobiety, twórcy jednocześnie robią ukłon w stronę pierwszych cywilizacji i kultur. To kobieta zazwyczaj uprawiała rośliny, powtarzała rolę Matki Ziemi, wydając na świat potomków, równocześnie mając na uwadze dobrobyt doczesnych – stanowiła mityczny wyraz samowystarczalności i płodności.

Dramaturgia spektaklu przywodzi na myśl walki byków. Trzech tancerzy reprezentuje różne wizerunki męskości. Zuniga dumną, toksyczną, to o niego kobiety powinny się ubiegać. To on w późniejszej części spektaklu nosi długiego na pięć metrów członka, pręży go, poleruje, w końcu zarzuca nim niczym lassem, wołając Carmen. Nie bez powodu jego strój przypomina nazistowskie uniformy, które „komplementowały” męskość żołnierzy. Don Jose z kolei – ubrany w białe spodnie z naszytymi bliznami i prześwitujący top w krowie wzorki – pokazuje dziką energię, żądza nie pozwala mu spojrzeć kobiecie w oczy, ciągle gapi się na piersi (tudzież wymiona). Carmen ustawia jego głowę na wprost swojej twarzy, lecz jego wzrok od razu spada na jej części intymne. Tancerz stoi w groźnej postawie: głowa pochylona, ledwie powstrzymuje ciało od natarcia na kobietę. Escamillo zaś interesuje się kobietami, lecz w centrum jego uwagi jest on sam, różowe pantalony i kalesony stanowią mocny kontrast do strojów pozostałych aktorów. Jego samozachwyt nie jest tak oczywisty i ostentacyjny jak Zunigi (ten wie, że jest męski), wynika z wewnętrznej potrzeby odkrycia w sobie męskości, udowodnienia sobie, że jest niczym bóstwo z antycznych rzeźb. W osiągnięciu tego celu pomaga mu Matka Byków (Barbara Dembińska), wspiera wszystkich synów, oferując różne rekwizyty: cygara, zapalniczkę, kwiaty róż, szpadę... Najbardziej jednak zależy jej na Escamillu, maluje jego ciało samoopalaczem, gdy ten pręży się przed lustrem, nakleja na tors sztuczne owłosienie. Gdy dzięki tym zabiegom i zdjęciu różowych ubrań osiąga „boską męskość”, zamienia się w posąg z listkiem w miejsce genitaliów, Matka bierze go na wózek i odstawia w bezpieczne miejsce.

Micaëla już w pierwszej scenie nie ma nic do zaoferowania poza wyglądem, używana jest niczym rekwizyt, manekin potrzebny do komponowania choreografii, można ją ustawić, jak się tylko podoba, ciągnięcie wymion odbywa się do momentu, gdy poleje się krew, zamiast mleka. Pierwsza scena przypomina zbiorowy gwałt na tej przeseksualizowanej postaci, kanibalistyczny rytuał mający dać bykom energię na kolejne podboje. Gdy aktu stało się zadość, samce opierają się o ścianę i palą cygara. Wtedy wchodzi Carmen (Magdalena Malik), ubrana w żółtą sukienkę. Zaczyna się tango podbojów, adoracji. Pełne pasji byki zostają uwolnione, pojedynczo próbują „zdobyć cel”. Kobieta bawi się nimi, jest nieugięta, przyjmuje rolę dominy, to ona prowadzi taniec, to pod jej takt muszą grać. Zmienia się to w momencie, gdy zostaję zdjęta z niej sukienka. Traumatyczna relacja z własnym ciałem nie pozwala jej kontynuować tańca, pojawia się kolejny przeciwnik – w niej samej. Układ choreograficzny, który wykonuje tancerka, przypomina stosunek płciowy. Można zadać pytanie, czy seks może być formą walki z własnym ciałem, sposobem na pogodzenie się z własną cielesnością? Czy jesteśmy w stanie pokochać kogoś innego, dopóki nie kochamy samych siebie, a nawet sobą gardzimy? Don Jose stara się o Carmen, przychodzi do niej, daje jej kwiaty, wykrzykuje, że ją kocha, lecz ona raz po razie go odrzuca. Wygrywa walkę siłą, zabijając ją. Nie mógł mieć kobiety polubownie, bo był zbyt skupiony na egoistycznych pobudkach, które karmiły jej cielesną traumę.

Balansowanie na granicy pewności i braku kontroli własnej seksualności i seksualizacji jest podstawą napięcia dramaturgicznego. Końcowa scena pokazuje praktykę cielesną. Micaëla i Carmen rozbierają się (druga do nagości), powtarzają rytmiczne ruchy, kojarzące się z jogą i „Kamasutrą”. Ciało staję się repertuarem, miejscem powtórzeń i wiedzy. To, czego nasze nie potrafi, umie ciało innego. Seksualizacja i seksualność stają ramię w ramię, dopiero gdy brak płci przeciwnej, wytwarza się bezpieczna przestrzeń do obserwacji i repetycji. Tak jak dzieło Bizeta traktuje o zazdrości w relacjach, tak ta jego interpretacja skupia się nad powodami tejże. Jeśli miałbym do czegoś przyrównać owe odwrócenie, to powiedziałbym, że podobnym zabiegiem byłoby pochylenie się nad Don Juanem, jednakże nie z perspektywy kochanka, który musi zdobywać, a z perspektywy kobiet i zastanowienie się, dlaczego one mu tak łatwo wierzą.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o doskonałych remixach fragmentów dzieła pierwotnego, dobrze zrytmizowanej akcji i ruchu. Przedstawienie jest bardzo przyjemnym audiowizualnym doświadczeniem. Rafał Ryterski połączył utwory klasyczne z nowoczesnymi brzmieniami glitchu i industrial techno. Dodają one świeżości partiom Bizeta, zmieniają ton dzieła na bardziej tajemniczy, nieprzewidywalny, niepokojący.

Teatr Nowy w Łodzi zaczyna sezon artystyczny 2023/2024 jak Alfred Hitchcock film – trzęsieniem ziemi. Dzieło klasyczne interpretuje na potrzeby dzisiejszego odbiorcy i świata, jednocześnie traktując je z należytym szacunkiem. „Carmen” jest potrzebnym spektaklem, nie ukierunkowuje widza w tę czy inną stronę, porusza ważne kwestie społeczne, mówiąc o w nieoczywisty i ciekawy sposób.

***

Georges Bizet
„Carmen”
reżyseria: Anna Obszańska
Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi, premiera 17 września 2023 w ramach Festiwalu Łódź Czterech Kultur
występują: Barbara Dembińska, Katarzyna Janek, Magdalena Malik, Antoni Włosowicz, Marek Bula, Łukasz Gosławski.

***

Szymon Golec – student drugiego roku Wiedzy o Teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Fan niekonwencjonalnych spojrzeń, niemający nic przeciwko klasyce.

 

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Szymon Golec

Wątki tematyczne