EN

2.10.2021, 15:14 Wersja do druku

Choreografia codzienności

 “Mów o sobie, tylko o sobie”, inspirowanym opowiadaniem „Grzech” Tadeusza Różewicza, w reż. Darii Kopiec we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Pisze Kamil Bujny w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Natalia Kabanow

Czy zwykłe, zupełnie zwykłe mieszkanie może być ciekawe? Daria Kopiec, wychodząc od „Grzechu”, opowiadania Tadeusza Różewicza, czyni je miejscem akcji przedstawienia „Mów o sobie, tylko o sobie”, wystawionego we Wrocławskim Teatrze Pantomimy w roku setnych urodzin autora „Kartoteki”. Bohaterowie jej spektaklu zostają zamknięci w domowej, niezbyt dużej przestrzeni, gdzie zdają się nie mieć żadnych innych obowiązków niż te, które narzuca im codzienność – mam na myśli sprzątanie, gotowanie i dbanie o samych siebie. Choć funkcjonowanie w tak określonym i zamkniętym miejscu, scenograficznie wyznaczonym zarysem ścian na podłodze oraz kilkoma prawdziwymi lub wyobrażonymi meblami, z pozoru wydaje się niezbyt interesujące, to z czasem zaczyna intrygować. Pogrążanie się w rutynowych czynnościach i estetyzowanie absolutnie powszechnych doświadczeń (spektakl otwiera na przykład długa scena zamiatania podłogi) dowartościowuje bowiem przestrzeń mieszkania, czyniąc z niej mikrokosmos, w którym każde działanie, choćby najbardziej prozaiczne, wydaje się ostatecznie mieć ogromne znaczenie.

Spektakl Kopiec nie jest ani fetyszyzacją codzienności, ani nie stanowi jej komentarza. Powiedziałbym raczej, że „Mów o sobie, tylko o sobie” jest obrazem rutyny, czyli czegoś, co z jednej strony doceniamy (jako element porządkujący nasze życie), z drugiej – piętnujemy (jako przejaw wygodnictwa, kapitulacji). Pokazane w Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia przedstawienie wychodzi od obu tych perspektyw, co pozwala widzowi wyłączyć tryb oceniania. W trakcie oglądania ważniejsze, niż wartościowanie tego, co na scenie, staje się „przywykanie” do powtarzalności działań aktorskich i próba znalezienia w niej wytchnienia. Postaci, wpisane w ustalony porządek obejścia domowego, scena po scenie realizują ten sam schemat czynności, prezentując swoistą choreografię codzienności – to, co determinuje ich postępowanie to aktywności absolutnie powszechne, takie jak sprzątanie, otwieranie okien czy dbanie o rośliny. Cały znaczeniowy potencjał tej okołodomowej krzątaniny wynika z niedookreślenia przestrzeni, w której rozgrywa się akcja spektaklu. Nie wiemy bowiem, czy obserwujemy wycinek z życia rodziny (przygotowywania kolacji, dbania o porządek, dzielenia się obowiązkami), więziennej rzeczywistości (co mogłyby sugerować ujednolicone kombinezony aktorów), społecznej symulacji czy może – bo czemu nie? – gry w Simsy. Wszystkie te scenariusze, jakkolwiek od siebie dalekie, wydają się równie możliwe, gdyż każdy z nich na pierwszy plan wysuwa monotonię traktowaną – tak jak w pokazie Kopiec – jako jedną z ważniejszych kategorii ludzkiego życia.

Oglądając najnowsza produkcję Teatru Pantomimy, najciekawsza wydała mi się niestabilność poznawcza, która jest o tyle interesująca, o ile przedstawiona na scenie rzeczywistość oparta jest na niezmiennym przez cały spektakl porządku działań. Choć widz obserwuje powtarzające się sekwencje aktorskie, to ich ocena ulega ciągłemu przewartościowywaniu. To, co przed chwilą wydawało mu się oszczędną w wyrazie konstatacją rzeczywistości, za chwilę staje się obrazem odnoszącym się do mistycznego porządku; wspólne nakrywanie do stołu przez postaci może z początku nie uchodzić za nic spektakularnego, ale z czasem zaczyna przypominać religijną praktykę; zamykanie i zasłanianie okien, które najpierw postrzegamy jako element codziennego obejścia, po jakimś czasie staje się fragmentem procesu konstruowania własnej tożsamości, wyznaczania granic między postacią a otaczającym ją światem. Percepcję odbiorcy determinuje w dużej mierze fantastyczne trio muzyczne (Patrycja Betley, Aleksandra Gronowska, Katarzyna Kapela), które nie tylko wyznacza dramaturgię przedstawienia, lecz także dowartościowuje je poprzez – jak to ujął Mirosław Kocur – „uduchowioną muzykę”. Nakładanie na zwykłe i codzienne czynności niezwykłych i niecodziennych dźwięków, przypisywanych prędzej mistycznym obrzędom niż domowej krzątaninie, steruje postrzeganiem widza, każąc mu spojrzeć na to, co na scenie, w zupełnie inny sposób.

fot. Natalia Kabanow

„Mów o sobie, tylko o sobie” traktuje nie tylko o charakterystycznym dla Różewicza docenianiu prostoty i codzienności, lecz także o relacji człowiek – miejsce. Oglądając przedstawienie, skupiamy się przede wszystkim na procesie stawania się postaci, jednak nie tyle wzajemnie wobec siebie, ile wobec przestrzeni – to ona okazuje się najważniejszym odniesieniem dla wszystkich bohaterów. Choć na scenie obserwujemy niemałą grupę osób, to relacje między jej członkami nie są tak istotne, jak ich relacje z mieszkaniem. W tym przypadku to nie ludzkie stosunki, lecz zależności między człowiekiem a rzeczą/miejscem wyznaczają funkcjonowanie przedstawionego przez Kopiec świata. Można by się przy tym zastanowić, kto w tym układzie ma większą „sprawczość”: czy to wykonawcy ogrywają przestrzeń, nadając jej znaczenia, czy to przestrzeń ogrywa ich, ograniczając ich działania. Wprawdzie bez charakterystycznych dla pantomimy ruchów i gestów niemożliwe byłoby ukazanie na przykład niepojawiającego się jako element scenografii okna, jednak jego „obecność” wydaje się prawdopodobna tylko dlatego, że postaci pozostają przez cały czas zamknięte w określonej przestrzeni. Ta z kolei jawi się widzowi dwojako: z jednej strony jako zupełnie zwyczajna i oczywista, z drugiej jako niezdefiniowana i różnoraka. Mieszkanie, miejsce z pozoru tak zwykłe, w przedstawieniu Kopiec okazuje się bowiem brzemienne w nieskończony potencjał znaczeń. Co kto w nim zobaczy, to już jego sprawa, a zobaczyć można naprawdę wiele.

Tytuł oryginalny

Choreografia codzienności

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny