„Chłopi” Wladysława Reymonta w reżyserii Remigiusza Brzyka w Teatrze Ludowym w Krakowie na 48. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Właściwie to: Baby.
Bo spojrzał reżyser na dziejstwo w Lipcach z kobiecego punktu widzenia (vide plakat), choć może akurat najmniej przez pryzmat Jagny (Justyna Litwic), tutaj jakoś uległej, a może przebiegłej bo - skrytej i małomównej. Sprawy we własne ręce bierze przede wszystkim matka Jagny, twardo, po męsku wręcz negocjując z Boryną kontrakt małżeński, obserwujemy też przemianę Hanki Borynowej (Weronika Kowalska) z domowego popychadła w zdecydowaną panią domu, która odważyła się – pod nieobecność więzionego Maćka - wyrzucić świekrę z domu. W Lipcach o wszystkim decydują matki, żony, kochanki…
Stare kobiety są w tym świecie niepotrzebne i pogardzane, mężczyźni - słabi, chimeryczni albo nieskuteczni. Jasio (Mateusz Trzmiel) już w koloratce ulega Jagnie, za co go Matka (Beata Schimscheiner) tłucze i diabła zeń wypędza – oraz Jagnę ze wsi; Antek (Piotr Franasowicz) jednak wraca do żony, Maciek (Ryszard Starosta) – choć ma gadane – nic nie jest w stanie wskórać ani u Boryny ani Hanki. Oprócz Boryny (Kajetan Wolniewicz), który jest po prostu uparty, siłę ma w sobie jedynie Ksiądz (Jan Nosal), ale zdecydowanie nadmiernie miłuje ziemskie dobra, co w nawet w głęboko wierzących Lipczanach wzbudza niechęć. Ale jednak w centrum Lipiec, także tych scenicznych, stoi krzyż.
Na ile Chrystus nań wiszący, a na ile - diabeł, który figurę zeń zdejmuje – determinują sprawy naszych bohaterów? Gdzie leży granica, której kobiecie przekroczenia świat nie wybaczy? A może nie świat – a inne kobiety? Mamy porywającą historię ludzkich namiętności, osadzoną tak dawno temu, że wcale nie wiadomo, czy w ogóle się wydarzyła, i jednocześnie tak współczesną, jakby Reymont dopiero co wrócił ze Sztokholmu z Noblem w walizce.
Tych ludowych (sic) Chłopów ogląda się po prostu świetnie, nagroda w Opolu zasłużona, to rzecz znakomicie zagrana nie tylko przez aktorów ludzkich ale i przez Sójkę, która jest wprost. nieziemska. Tak - jakby rozumiała sens tego spektaklu i wiedziała, gdzie leżą granice jej obecności na scenie.
Zresztą – może i rozumie, może i wie.