EN

23.02.2023, 11:05 Wersja do druku

Chciał, żeby mówić o nim – Nauczyciel

Dwa tygodnie przed dniem rozpoczęcia poczułem ulgę, jaką daje przekonanie o wykonaniu pracy – „Dni Łomnickiego w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza” były przygotowane. Zadanie było trudne, jako urzędujący rektor musiałem zważać i na całość, i na szczegóły, zawsze zagrożone nieoczekiwanym fałszywym tonem, czy niedomyślanym głosem. Pisze Lech Śliwonik w kwartalniku „Scena”.

fot. Mariusz Stachowiak/ mat. kwartalnika „Scena”

Startujemy 19 lutego 2007, najpierw trzy wieczory poświęcone przypomnieniu twórczości Łomnickiego: teatr, film, ostatnie role. Oczywiście, słowo „przypomnienie” odnosić się mogło jedynie do kadry profesorskiej. Z myślą o studentach, używaliśmy słowa „wprowadzenie”, bo chcieliśmy dać nie tylko zapisy filmów i spektakli, ale i wiedzę, każdy wieczór miał więc zaczynać się od krótkiego wykładu. Czwarty dzień był kulminacją – konferencja „On, Łomnicki”, z udziałem współpracowników artysty, reżyserów, którzy z nim pracowali, niedawnych studentów – autorów prac magisterskich poświęconych sztuce aktorskiej bohatera wydarzenia.

Był też przewidziany symboliczny akt uczynienia trwałą obecności Łoma w uczelni, którą kierował ponad 10 lat. Aktorskie małżeństwo Wanda Majerówna i Leonard Pietraszak miesiąc wcześniej złożyło mi wizytę – celebrowaną nieco, owianą tajemniczością. Przemili goście, długo rozmawialiśmy, odnajdywaliśmy wspólnych znajomych. Nie po to przecież przyszli. Wiedzieli o planowanym święcie, przynieśli płaskorzeźbę wykonaną przez prof. Gustawa Zemłę – Łomnicki w ostatniej roli Króla Leara. Ich życzenie było zbieżne z moim przekonaniem – płaskorzeźba powinna znaleźć się w najbardziej teatralnym miejscu uczelni, w foyer Teatru Collegium Nobilium. Wysmakowane dzieło umieszczone zostało na drewnianej palecie, pod nim tabliczki z dedykacją dla artysty, pedagoga i rektora oraz nazwiskami autora i ofiarodawców.

*

Dobre samopoczucie zmącił mi telefon Andrzeja Wajdy – czy możemy możliwie szybko spotkać się. Sprawa została wyłożona krótko i jasno – wcześniej sygnalizowane zobowiązania, tyczące festiwalowej prezentacji filmu Wajdy, są teraz konkretyzowane, jest bardzo prawdopodobne, że w przeddzień konferencji będzie musiał wyjechać do Niemiec. Nie chciałbym zawieść, bardzo mi zależy na choćby fragmentarycznej obecności – mówił Wajda. Zaproponowałem napisanie 2-3 stroniczek, które zostaną we właściwym momencie odczytane. To by było niedobre – odparł reżyser – robota na kolanie nie ma sensu, a czytanie notatek nie sklei się z klimatem spotkania. Widzę takie rozwiązanie – przyjdę we wtorek, to będzie dzień filmowy, powiem trochę o mojej współpracy z Łomnickim na planach w filmie i w telewizji, ale wplotę też wątek specjalny, związany z nauczaniem.

I tak się stało. Najpierw była opowieść o wspólnej pracy w Pokoleniu, w Niewinnych czarodziejachCzłowieku z marmuru. o telewizyjnym Makbecie, spektaklach w Teatrze Powszechnym (Play Strindberg, Lekcja polskiego), w Teatrze na Woli (Gdy rozum śpi). Potem zaczął się ów wątek specjalny. W ostatnich dekadach mówił Wajda – często pracowałem z uczniami Łomnickiego. Spod jego ręki wychodziło wielu ciekawych młodych ludzi. Zacząłem trochę śledzić, trochę podpytywać, zbierać opinie. Usłyszałem pewną uczelnianą opowieść, którą chcę teraz przytoczyć. Późne popołudnie, bufet Akademii. Łomnicki i paru innych profesorów siedzą w znanym wszystkim miejscu – w „loży profesorskiej”. Toczy się żywa rozmowa, rozlegają się śmiechy. W pewnym momencie w wejściu staje student aktorstwa. Patrzy dłuższą chwilę, potem zwraca się do Łomnickiego – to my na górze czekamy ponad kwadrans, tracimy czas, a ty sobie siedzisz i ucinasz pogawędki. Łom wstał ze spuszczoną głową, niczym uczniak złapany na wykroczeniu – ja cię, ja was bardzo przepraszam, już idę do roboty. Począł zbierać do teczki jakieś papierki i nie patrząc na kolegów, z miną skrzyczanego sztubaka, poszedł za studentem.

Nie mogę zaręczyć – zaczął komentarz Wajda – że ta anegdota jest prawdziwa. Opowiadam w przekonaniu, że może być prawdziwa, że wierzę w jej prawdziwość. I że dużo znaczy. Dla pedagogiki, dla metody nauczania. To było bardzo przemyślane działanie. Nie szło w nim ani o prosty „numer” przyszykowany dla zaskoczenia kolegów, ani o popularne teatralizowanie życia. Tu szło o budowanie w studencie – świadomości pewnej odrębności, szczególności w byciu aktorem. Uczenie aktywności w tworzeniu sytuacji, uczenie scenicznego partnerstwa. Przekraczania tego, „co wypada”, co jest nawykiem uformowanym przez utrwalone relacje między ludźmi. Scena wymaga więcej otwarcia, zatem student musi być do tego „wzwyczajany”, ośmielany. Po to, żeby na scenie, na ekranie nie wstydził się, miał odwagę wobec wyzwań, odwagę wobec siebie samego, wobec własnych decyzji. Artysta to ten, kto przekracza granice – przyjętych obyczajów, rytualnych zachowań i hierarchii, wreszcie granice siebie samego. Nauczyciel to ten, kto do przekraczania namawia, więcej – pokazuje drogę, wpycha na tę drogę. Była w tym i prowokacja i było bardzo serio. I, co oczywiste – była gra. Oczywiste, bo studenci aktorstwa. Oczywiste, bo Łomnicki przede wszystkim był aktorem. Te zdania Wajdy zapamiętałem szczególnie mocno.

*

Minęło prawie 15 lat od tamtych wydarzeń, gdy postanowiłem w SCENIE przypomnieć o dwóch rocznicach Łomnickiego – 30 lat od odejścia, 95 lat od urodzin. Najpierw – w końcu października minionego roku – przypominająco napisałem o nich do Rektora Wojciecha Malajkata, to pisanie i odpowiedź odnotowałem w SCENIE. Potem zacząłem planować materiały do czasopisma. Udało się sporo zrealizować, w poprzednim numerze duży szkic Bartosza Zaczykiewicza (przed laty pisał na UW pracę magisterską pod kierunkiem Zbigniewa Osińskiego) i kilka dokumentów, w tym numerze tekst Jarosława Adama Kiliana. I właśnie ten tekst pobudził do wspomnień z „Dni Łomnickiego”, a wspomnienia do pogrzebania w domowym archiwum. Znalazłem notatki, uchowało się coś z pokazywanych wtedy filmów, fotografii. Zdarzenie z Andrzejem Wajdą najtrwalej zostało w pamięci. Zapisałem. I to nie był koniec. Dawno, dawno rozmawiałem o Łomnickim z Tomkiem Grochoczyńskim (a oficjalnie dr Tomaszem Grochoczyńskim), przez dziesięciolecia wykładowcą Akademii, w końcówce dziekanem wydziału aktorskiego, zaś w początkach – asystentem Łomnickiego. Kiedyś opowiedział mi anegdotę o swoim Mistrzu. Pasowała do odtworzonego wystąpienia Wajdy, także do eseju Kiliana. Dał się namówić do poszukania w pamięci. Rezultatem były kolejne anegdoty

***

Zrobić dowcip z Łomem – opowieść Sławka G.

Spotykam Nauczyciela (chciał, żeby tak o nim mówić) na parterze PWST i ten mówi do mnie – Idziesz do bufetu? Ja mówię, że tak. Na co on – Zrobimy dowcip… Ja zejdę pierwszy, ty chwilę odczekaj, a jak zejdziesz i mnie zobaczysz, powiesz głośno – Cześć Tadzik! (byłem wtedy na pierwszym roku). Schodzę, widzę Łoma w towarzystwie studentów i profesorów i mówię na cały głos – Cześć Tadzik! Zapada cisza. On odgarnął ręką włosy, uniósł się trochę nad ziemią (takie miałem wrażenie) i swoim wyimpostowanym głosem rzucił –Ty ch…! Do profesora Tadzik?!

No i tak zrobiliśmy razem dowcip.

*

Na pierwszym roku był przedmiot „Sceny zbiorowe”. Studenci bardzo je lubili. Przed kolejnym spotkaniem, Łom odwołał na bok jednego ze studentów z grupy, z którą miał za chwilę zajęcia i mówi – jak dam ci taki znak (tu pokazał jaki), masz głośno powiedzieć – Tadek jak długo mamy jeszcze tłuc tę scenę. Jak nie powiesz, wywalę cię! Trwają zajęcia, Łom daje znak, student mówi umówiony tekst, a Łom – Bardzo cię przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Kończyny zajęcia.

Student u swoich kolegów z roku miał przechlapane, uznali że jest „wtyką”. Nie pomogły żadne tłumaczenia. Dostał ksywę „ucho rektora” i przez bardzo długi czas nie był zapraszany na studenckie imprezy.

Tym studentem podobno był Tadzio C.

*

Łom upatrywał sobie studenta, przeważnie był to facet. Podchodził do niego na korytarzu, ściskał mocno i boleśnie za ramię, nachylał się do ucha i szeptał – Ja pana obserwuję! Ja pana bardzo uważnie obserwuję! Puszczał delikwenta i odchodził. Po paru krokach odwracał się, kręcił z dezaprobatą głową, machał z rezygnacją ręką i szedł dalej. Student powoli zamieniał się w słup soli.

***

Poważnym błędem byłby brak krótkiego dopowiedzenia. Wajda nie ograniczył się do przywołania anegdotycznej opowieści i pokazania jak ona służy dydaktyce. Mówił także o Łomnickiego „sterowaniu” studentów na drogę budowania więzi, zespołowości, w taki jednak sposób, by pozostawali osobni, indywidualni – kazał słuchać muzyki klasycznej, dostrzegać jak każdy instrument zachowuje odrębność, jednocześnie uczestnicząc w tworzeniu harmonii orkiestry. Nie pominął, naturalnie, przypomnienia najsłynniejszej metody pracy Łomnickiego ze studentami – „teatru na pustej podłodze”. No, ale tu źródło nietrudno znaleźć.

---

22 lutego 1992 roku, w trakcie próby przed premierą Króla Leara w poznańskim Teatrze Nowym - zmarł Tadeusz Łomnicki. W niedawno wydanej SCENIE ukazały się dwa teksty o wielkim aktorze - Jarosława Adama Kiliana i Lecha Śliwonika.

Tytuł oryginalny

Chciał, żeby mówić o nim – Nauczyciel

Źródło:

„Scena” nr 3-4 (111/112)

Wątki tematyczne