Półtora roku temu ogłoszeniu decyzji zarządu województwa o odwołaniu Morawskiego towarzyszył wybuch euforii. Okrzyki szybko ucichły, kiedy wprowadzenie jej w życie zablokował dolnośląski wojewoda. Tym razem nikt nie skakał z radości. Bo też na razie nie ma powodu - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Odwołanie dyrektora, który rozbił znakomity zespół Polskiego, wyrzucając z pracy lub doprowadzając do zwolnień wielu najlepszych aktorów tej sceny; sprawiając, że zaczęli omijać ją szerokim łukiem wybitni, związani z nią przez lata reżyserzy i że boleśnie skurczyła się jej widownia, a chwalone przez publiczność i krytykę spektakle zniknęły z afisza; dyrektora, który mimo wzrostu dotacji doprowadził do zadłużenia teatru, a nawet w sytuacji finansowej mizerii wypłacał sam sobie sowite honoraria i pozwalał, żeby instytucja opłacała większość kosztów wynajmu jego luksusowego apartamentu, było oczywistością od miesięcy. I choć trzeba teraz przełknąć tę żabę, jaką jest niespodzianka w postaci ochrony przedemerytalnej, w ramach której były już dyrektor pozostanie na utrzymaniu Polskiego jeszcze do czerwca przyszłego roku, można powiedzieć: ok, mamy to wreszcie za sobą, epoka Morawskiego się zakończyła. Przy czym należy od ra