„Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceaușescu" Julii Holewińskiej w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim im. H. Konieczki w Bydgoszczy. Pisze Piotr Hildt, członek Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Przedstawienie Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceaușescu miało premierę dwa miesiące temu. Jest efektem pracy dyrektorskiego duetu prowadzącego Teatr Polski w Bydgoszczy od trzech lat – reżysera Wojciecha Farugi i Julii Holewińskiej będącej dramaturgiem.
Nicolae Ceaușescu sprawował władzę nad komunistyczną Rumunią od roku 1967 przez ponad dwadzieścia lat. Twórcy zapraszają nas, byśmy towarzyszyli upadkowi reżimu dyktatora oraz ostatnim chwilom życia jego i jego żony. Wszystko przedstawione jest z perspektywy samych uczestników wydarzeń, a historyczna podróż w głąb akcji jest w inscenizacji wzbogacona niejako o element fantastyczny. Odnosimy wrażenie, że trafiamy nie do urzędu czy domu małżeństwa Ceaușescu, lecz do „pałacu” – w interpretacji Holewińskiej i Farugi rodzina dyktatora przybiera postać rodziny królewskiej. Tytułowi bohaterowie ukazani są na podobieństwo Ozyrysa i Nefretete. Napomknąć tu należy, że tekst Julii Holewińskiej nie jest napisany jako historyczny reportaż. Sztuka zawiera podtytuł „Fantazja”, choć w tytule inscenizacji zrezygnowano z niego. Bohaterami są Geniusz Karpat, Matka Narodu, Córka Faraona, Generał, Oko Securitate, Dama Dworu i Chłopak. Jak zaznaczono, wszystkie postaci są luźno inspirowane – odpowiednio Nicolae, Eleną i Zoją Ceaușescu, Victorem Stanculescu i Helmutem Duckadamem.
Akcja rozgrywa się na małej scenie, a widownia umieszczona jest po obu stronach, dzięki czemu obserwujemy pałac i rozgrywający się w nim dramat z bardzo bliska. Scenografia wzmacnia przekaz: naszą koncentrację potęgują lustra, które odbijają bohaterów po obu stronach. Małżonkowie Ceaușescu mogą albo podziwiać w nich swoje wytworne stroje, albo spojrzeć w oczy sobie i swojej podłości.
Scena pokryta jest białymi drobinami imitującymi śnieg. To zapewne odniesienie do zimy, kiedy działy się przywołane wydarzenia polityczne. Takie wzbogacenie scenografii zdaje się zbędne, kiedy siłą sztuki ma być koncentracja na dramacie psychologicznym. Podobnie jest z wielkim żyrandolem, który ma być elementem pałacu, ale, zwisając z sufitu niemal do ziemi, przeciąża jedną stronę sceny. Jedyne usprawiedliwienie dla białego pyłu to ślizganie się na nim bohaterów – zabieg najwyraźniej utożsamia tarzanie się po śniegu z grzęźnięciem w nierozwiązywalnej sytuacji. Odnoszę wrażenie, jakby reżyser budował spektakl, korzystając z inspiracji teatrem niemieckim. Wychodząc od płaszczyzny estetycznej – biel śniegu wywołuje chłód, ten z kolei akcentuje psychologiczny dystans, jak z Brechta. Nie idzie tu tylko o konwencję, w jakiej spektakl prowadzi reżyser, ale i o cały teatr psychologiczny rozgrywany w napięciu i niepokoju, tak w ramach poszczególnych postaci, jak pomiędzy nimi. Przedstawienie kojarzy mi się zresztą ze stylem polskiego „teatru przełomu” z okolic dwutysięcznego roku. Warlikowski i Jarzyna czerpali z podobnego połączenia ekspresjonizmu i psychologii. Być może Wojciech Faruga dokonuje dziś pewnych kontynuacji.
Elektryzująca jest Małgorzata Witkowska jako Elena Ceaușescu. Elegancka, wyniosła, przeniknięta chłodem żona dyktatora góruje nad swoimi podwładnymi. Małgorzata Trofimiuk świetnie gra sekretarkę o zagubionym spojrzeniu, która próbuje odnaleźć siebie w urzędniczym chaosie totalitarnego reżimu. Jedna z lepszych scen na poziomie dramatycznym i aktorskim – pełna napięcia ze szczyptą namiętności – rozgrywa się między córką dyktatorów (Michalina Rodak) i generałem (Damian Kwiatkowski). Ten ostatni prowadzi zresztą ciekawą grę z rekwizytem – jest przykuty do telefonu, czyli ostatniego ogniwa komunikacji między gabinetem władzy a ludźmi spoza niego. Uwagę zwraca postać więźnia-homoseksualisty, ponieważ to jedyny bohater spoza urzędu i przedstawiciel tłumu. Odbija się w nim problem AIDS, z którym mierzyło się ówczesne państwo rumuńskie, izolując chorych od reszty społeczeństwa. Karol Franek Nowiński gra chłopaka jak ducha, który przyleciał do pałacu. Na wskroś tajemnicza to postać, która wykonuje arię z opery Król Artur Henry’ego Purcella.
Zastanawia mnie, jakie argumenty przemawiają za sensem pokazania tej historii. Na ile ciekawa i przekonująca jest opowieść o rumuńskim dyktatorze. Polityczna historia Rumunii nie budzi dziś w Polsce specjalnego zainteresowania. Tym bardziej, że nie wszyscy znają szczegóły politycznej agonii Ceaușescu, przyczyny rewolucji i przebieg demonstracji ulicznych przed Placem Pałacowym w Bukareszcie w grudniu 1989. Historia dyktatora, który na początku czczony był przez lud niczym przywódcy Północnej Korei, jest nie tylko skomplikowana, ale w ocenie samych Rumunów bardzo nieoczywista. Przydałaby się jakaś forma retrospekcji wydarzeń jako punkt wyjścia akcji spektaklu, zabrakło jej jednak.
Z drugiej strony, zważając na perspektywę opowiadania o socjalistycznych reżimach – było ich przecież więcej. Być może rumuński totalitaryzm stanowi tu jedynie pretekst do uniwersalizacji problemów politycznych na świecie. Rozumiem intencję twórców jako dialogowanie tematu przedstawienia z obecną rzeczywistością. Szczególnie w kontekście wojny na Ukrainie i przyjaznych stosunków Rosji z Białorusią. Obecnie sytuację destabilizuje także konflikt na Bliskim Wschodzie (wojna wybuchła na tydzień przed premierą). Jeśli autorom zależało na wpisaniu spektaklu w tak szeroki kontekst, to ciekawe, czy sztuka tak właśnie będzie interpretowana przez widzów.
Konsekwencją powyższego są jednak mankamenty dramaturgiczne. Po pierwsze twórcy próbowali skleić dwie rzeczywistości – polityczną i psychologiczną. Odcinając wydarzenia (sprzed grudnia 1989), spłycono dramat polityczny. Rezygnując z historycznej retrospekcji, przeakcentowano zainteresowanie na zręczny dramat psychologiczny. W takim układzie widzom pozostanie w pamięci obraz osobistej degrengolady małżeństwa Ceaușescu, ale nie pochylą się nad geopolitycznymi konotacjami i odniesieniami do dzisiejszych wydarzeń na świecie. Ponadto, historia nie jest zbyt skomplikowana, a finał jest znany. Twórcy mieli ambicje ukazania procesu upadku dyktatora, ale obrana sytuacja sceniczna – zamknięta w pałacu niczym więzieniu i zawieszona na krótko przed zakończeniem żywotów Nicolae i Eleny Ceaușescu – jest statyczna. Rozciągnięcie wydarzeń i pauzy powodują, że po godzinie akcja nie rozwija się, stając się powolna i nużąca.
Mam wątpliwości co do kreacji postaci Nicolae Ceaușescu. Zastanawiam się, na ile wynikają one z samego aktorstwa, na ile z oczekiwań ze strony reżysera. Dyktator jest ukazany na skraju władzy i kryzysu nerwowego. W ostatnich chwilach życia jest zajęty jedzeniem czechosłowackich lentilków. Myślami jest gdzie indziej, niemal nieobecny. Mirosław Guzowski buduje rolę z rodzajem dystansu, ale sztuczność na poziomie kreacji jest tu groteskowa. Zaburza wiarygodność postaci politycznego dyktatora, nawet jeśli ten nie przeczuwa swej egzekucji.
Mimo wszystko Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceaușescu ciekawie konfrontują nieoczywiste zestawienia. To spektakl oddziałowujący na widza samą surowością tematu, emocjonalną powściągliwością i podłym nastrojem (głównie w odniesieniu do podłości ludzi). Jednocześnie na poziomie wizualnym jest esencjonalny, bogaty, elegancki. Wydaje się mocno przepracowany przez twórców, ma wiele ciekawych rozwiązań i od strony dramatycznej, i reżyserskiej. Myślę przede wszystkim o wyborze i ukształtowaniu postaci z otoczenia Ceaușescu – nie ma tu bohaterów drugoplanowych, ponieważ każdy jest współistotny i każdy otrzymał krwisty charakter. Na poziomie reżyserskim mocną stroną jest dobór aktorów i kostiumy, także autorstwa reżysera.
Wart odnotowania jest fakt, że Wojciech Faruga otrzymał w poprzednim sezonie artystycznym Nagrodę im. Konrada Swinarskiego dla najlepszego reżysera, co oznacza, że poprzeczka postawiona jest bardzo wysoko. Skądinąd, miesięcznik „Teatr” wyróżnił w ten sposób poprzednią inscenizację Farugi: Dekalog z dramaturgią Julii Holewińskiej w Teatrze Narodowym. Entuzjastycznie zareagowano w Polsce na sceniczne przeniesienie filmów Krzysztofa Kieślowskiego, choć nie było to teatralne odkrycie. Piszący te słowa pracował sześć lat temu przy wystawieniu polskiego Dekalogu w reżyserii Stephana Kimmiga w drugim największym teatrze w Wiedniu, również w wersji na kilkoro aktorów.
***
Julia Holewińska OSTATNIE DNI ELENY I NICOLAE CEAUȘESCU. Reżyseria, scenografia, kostiumy i światło: Wojciech Faruga, dramaturgia: Julia Holewińska, muzyka: Radosław Duda, przygotowanie wokalne: Natalia Kawałek, choreografia: Bartłomiej Gąsior. Prapremiera w Teatrze Polskim im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy (mała scena) 14 października 2023.