„Byk” Szczepana Twardocha w reż. Roberta Talarczyka i Szczepana Twardocha, koprodukcja STUDIO teatrgalerii, Fundacji Teatru Śląskiego „Wyspiański”, Teatru Łaźnia Nowa i Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Tekst Szczepana Twardocha co prawda nie jest pozbawiony pewnych niedoskonałości, mimo to przedstawienie wydało mi się wprost znakomite. Zupełnie jednak nie jestem obiektywny, gdyż od lat autora darzę nieledwie czcią, którego to uczucia nie zniszczyły kolejne książki i coraz to obraźliwsze wycieczki autora w stosunku także do mojej osoby jako czytelnika (chyba mamy do czynienia z masochizmem), a na marginesie - co do kabotyństwa (niektórych) warszawiaków, nawet jestem w stanie przyznać autorowi rację, choć przecież mamy do czynienia z prowokacją i licentia poeticą, prawda?
Rzecz jest z pozoru o śląskości, jak wiele tekstów Twardocha. Z pozoru, bo śląskość także w tym wypadku jest jedynie pryzmatem, owszem – istotnym, a Ślązak – Robert Mamok jest tej opowieści bohaterem. Ale nie, to nie jest opowieść o perfidii historii i losach ludzi z tego miejsca pochodzących. A o czym? Proszę pójść i zobaczyć i posłuchać i się na Twardocha nie obrażać, bo – kurczę – ma kilka naprawdę ważnych rzeczy do powiedzenia; o niektórych może przykro słuchać, więc uprzedzę, że tym razem bezkarnie się do teatru nie wchodzi.
Co jednak najważniejsze - Byk jest jest popisem aktorstwa Roberta Talarczyka, w którego grze był talent i warsztat, był jakiś atawizm i była śląskość. To jedna z najlepszych ról tego sezonu; jestem pewien, że nie-ślązak nie mógłby w tym spektaklu zagrać, choćby perfekcyjnie nauczył się godoć.
Więc – może jednak o Śląsku?