O nieobecności tematu pandemii w sztuce, o fantazjach o byciu nie-człowiekiem, o relacjach między wspomnieniami a wyobrażeniami, a także o filmowych inspiracjach – z Barbarą Bendyk, reżyserką spektaklu „Wyrwa”, rozmawia Przemysław Gulda.
Barbara Bendyk: Wydaje nam się, że przyroda jest po to, żeby było ładnie i przyjemnie
Przemysław Gulda: Wydaje się, że sztuka: teatr, film, nawet film dokumentalny rzadko wraca do tematu pandemii, tak jakby ludzie nie chcieli o nim pamiętać. Ty właśnie na nim budujesz świat swojego nowego spektaklu. Skąd taka decyzja?
Barbara Bendyk: Moja decyzja wynika właśnie z tego braku. To było ogromne wydarzenie, dotykające prawie każdą istotę na ziemi. Niektóre mogły skorzystać z nieobecności innych i odżyć, były też takie, które musiały siedzieć zamknięte. W pewnym sensie doszło do chwilowej zamiany ról. Mam wrażenie, że dużo z tych zjawisk – szczególnie pozytywnych dla przyrody – przegapiliśmy i nie wyciągnęliśmy z nich wniosków. Chciałabym o tym więcej rozmawiać, bo jestem pewna, że to nie ostatnia pandemia, której doświadczę.
Jakim doświadczeniem dla ciebie osobiście była pandemia? Co ci zniszczyła, jakie procesy przyspieszyła?
Dla mnie, jako osoby introwertycznej i w – powiedzmy – wygodnej sytuacji materialnej, nie był to najgorszy czas. Studiowałam wtedy w Szczecinie i rzadko odwiedzałam rodzinę w Warszawie, a na lockdown udało mi się do niej wrócić, więc był to czas rodzinny. Oczywiście spędzony w 80% przed ekranem i z przewlekłym lękiem o zdrowie najbliższych. Ale nie powiedziałabym, że pandemia coś mi zniszczyła, może trochę wzrok. Ale tak poważniej: podsunęła mi sporo pytań o poczucie bezpieczeństwa w zawodach związanych ze sztuką.
Czym pandemia staje się w twoim nowym spektaklu? Jest tylko punktem wyjścia czy także tematem?
Punktem wyjścia do spektaklu był temat miasta w lockdownie i tego, jak sobie w takim czasie radzą jego mieszkańcy, ci ludzcy i nieludzcy. Pandemia staje się tematem, kiedy jedna z osób zaczyna ją postrzegać jako lekarstwo na pewne rzeczy. Poza tym nasze postaci, próbując poradzić sobie z pandemią i zamknięciem, uciekają w świat fantazji: mamy z dramaturgiem, Maciejem Bogdańskim, wrażenie, że abstrakcyjne myślenie jest naturalną reakcją na lęk przed nieznanym.
To nie pierwszy twój projekt, w którym pojawia się motyw relacji człowieka z naturą. Dlaczego to dla ciebie ważny temat?
Chciałabym, żeby to dla każdego był ważny temat, bo to coś, co dotyczy każdego. U mnie wrażliwość na przyrodę rozwinęła się bardzo wcześnie, albo może nie została nigdy zatarta, bo myślę, że dzieci są bardziej niż dorośli świadome tego, że są taką samą częścią świata, co przyroda. Nigdy się od tego nie oddzielałam i pamiętam, że już w przedszkolu wiedziałam, że życie drzew jest ważne, a kotlet na talerzu jest kawałkiem czyjegoś ciała.
Twój bohater i bohaterka fantazjują o byciu nie-człowiekiem. Czy to ucieczka, czy próba połączenia z naturą?
Obie odpowiedzi są poprawne. U jednej z postaci jest to ucieczka przed byciem reprezentantem gatunku ludzkiego, do którego trudno jest się jej przyznać. Bycie człowiekiem niesie ze sobą dużo odpowiedzialności, także za czyny innych ludzi, ale nie każdy musi chcieć ją brać na siebie. Ale może biorąc na siebie choć trochę tego ciężaru, zaczniemy zauważać nasz wpływ na przyrodę i spróbujemy polepszyć tę relację.
Ważnym elementem narracji jest nieoczywista relacja między dwojgiem ludzi: wymuszona przez lockdown, nierówna, dynamiczna. Co chcesz badać, konstruując tę relację w taki sposób?
Wbrew pozorom bardzo lubię takie bardzo ludzkie historie, w których cała akcja dzieje się w jednym miejscu, a liczba postaci jest ograniczona, dzięki czemu jesteśmy z nimi blisko i możemy śledzić każdy ich ruch, jak np. w filmie „Pojedynek” Kennetha Branagha. Myślę, że jest to wielkie wyzwanie reżyserskie i aktorskie, żeby utrzymać uwagę widza, nawet kiedy już do niego dotrze, że do końca spektaklu lub filmu będzie w tej przestrzeni i tylko z tymi postaciami. Poza tym jest to coś, co większość z nas przeżyło w czasie lockdownu: cały czas ta sama przestrzeń i ci sami ludzie, pozornie nic się nie dzieje, ale w środku wrze.
Pytasz w tym spektaklu o status wspomnień i wyobrażeń, o relacje między nimi. Czego poszukujesz w tej sferze?
Myślę, że zarówno wspomnienia, jak i wyobrażenia, są bardzo silnymi narzędziami kreującymi naszą rzeczywistość i relacje z innymi. Wszystkie relacje na początku są relacjami naszych wyobrażeń o sobie nawzajem, które z czasem albo się potwierdzają, albo kompletnie mijają z rzeczywistością. Podobnie jest w relacjach ludzko-nieludzkich. Myślę, że ludzie mają przeróżne wyobrażenia na temat innych zwierząt, często bardzo mylne i niosące za sobą duże oczekiwania i roszczenia wobec nich. Np. psy: wymagamy od nich niesamowicie dużo, od tego, że – wcześniej nieuczone – będą potrafiły spokojnie chodzić na smyczy, po to, że będą nas pocieszać, kiedy jesteśmy smutni. Podobnie z resztą przyrody, wydaje nam się, że ona jest po to, żeby było ładnie i przyjemnie, żeby pachniało, żeby było uroczo i można było na jej łonie odpocząć. A kiedy te oczekiwania nie zostają spełnione, bo coś się połamie, albo pokaże zęby, uznajemy to za przekroczenie, złamanie zasad, które sami wymyśliliśmy i narzuciliśmy reszcie świata nie informując jej o tym wcześniej. W naszej historii próbujemy konfrontować te wyobrażenia z rzeczywistością.
Jak powstawał scenariusz tego spektaklu? Z jakich inspiracji, jakich materiałów, jakich strategii korzystaliście z Maciejem Bogdańskim, autorem tekstu?
Naszymi największymi inspiracjami były dwie książki: „Ściana” Marlen Haushofer i „Atlas dziur i szczelin” Michała Książka oraz film „The Year Earth Changed” Toma Bearda. Na początku szukaliśmy sposobu na stworzenie historii i postaci „bezgatunkowych”, żeby widz musiał wejść w różne historie, nie oceniając ich według tego, do jakiego gatunku należą. Uznaliśmy jednak, że lepiej będzie wziąć za punkt wyjścia perspektywę ludzką, czyli jedyną nam znaną i na przestrzeni historii będziemy próbować z niej wychodzić. Wydaje nam się, że wchodzenie w cudzą perspektywę nie znając jej, jest ryzykowne i może czasami też nie fair.
Jak pracujesz z osobami aktorskimi w tym projekcie? Na ile współtworzą oni tekst?
Na początku zakładaliśmy, że tekst ma być całkowicie napisany przed rozpoczęciem prób, ale potem stwierdziliśmy, że kilka scen chcemy wyimprowizować, żeby wprowadzić dynamikę w języku. Teraz jest to tekst mniej więcej w 85% napisany przez Maćka, uzupełniony improwizacjami aktorskimi.
W jakim stopniu wykorzystujesz pomysły osób aktorskich i formy ich obecności scenicznej?
Ważne jest to, że zanim powstał tekst, wiedzieliśmy już, kto będzie grał w spektaklu, więc Maciek pisał go, dobrze znając Marię i Marcina i korzystając z tego, co o nich wie. Dlatego chciałam, żeby aktorzy mieli dużą swobodę w budowaniu postaci, według swoich intuicji. Poza tym od początku zależało mi na świadomym procesie, w którym dużo rozmawiamy i analizujemy na bieżąco, co się dzieje i dlaczego. W tym pomagały nam grupy feedbackowe – czyli osoby zapraszane co tydzień na otwarte próby, dzięki którym możemy szybciej spotkać się z widzami, oswoić się z ich obecnością i skorzystać z uwag.
Twój poprzedni spektakl w jakimś sensie grał z formułą telewizyjną, serialową, formą filmu obyczajowego. Czy tym razem będzie podobnie, czy korzystasz raczej z innych inspiracji?
Jak już wspominałam, lubię filmy, które dzieją się w jednej przestrzeni i mają mało postaci. Co prawda większość z nich jest oparta na sztukach teatralnych, więc może inspirując się nimi, dochodzę do jakiegoś przetworzenia teatru przez film, ponownie sprowadzając go do teatru. Lubię szukać w teatrze substytutów języka filmowego, takich jak kadrowanie, zbliżenia czy montaż. Maciek studiował scenariopisarstwo w łódzkiej Filmówce, więc często posługujemy się właśnie językiem filmowym przy myśleniu o scenariuszu i inscenizacji.
Co chcesz zostawić w głowie publiczności wychodzącej z twojego spektaklu? Z jakimi pytaniami ją zostawić?
Nie wiem, czy chcę odpowiadać na to pytanie. Lubię wychodzić z teatru w zamyśleniu. Niekoniecznie z ciężkimi pytaniami albo problemami, przez które nie mogę spać w nocy, ale właśnie w głębokim zamyśleniu i chęci przedłużenia sobie w głowie, tego co właśnie zobaczyłam. Jeśli uda nam się zostawić w głowach widzek i widzów tematy, które poruszamy w spektaklu, na trochę dłużej niż samo jego trwanie, będziemy zadowoleni.
„Wyrwa”
Reżyseria: Barbara Bendyk
Tekst i dramaturgia: Maciej Bogdański
Scenografia i kostiumy: Tomasz Haładaj
Muzyka i dźwięk: Karol Augustyniak
Inspicjent: Adrian Kolos
Występują: Maria Kuśmierska, Marcin Cieślikowski
Set premierowy: 20 i 21 września 2024
Spektakl współfinansowany przez Akademię Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie w ramach programu Fundusz na Start.
Szczegóły i bilety: laznianowa.pl