- W pracy nad rolą tak długo męczę się ze słowami, dopóki nie znajdę w nich osobistego sensu. Dopóki nie uda mi się wypełnić roli sobą, uważam robotę za nieskończoną - mówi Dorota Kolak, tegoroczna laureatka Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza, w rozmowie z Barbarą Świąder-Puchowską w piśmie Teatr.
Powiedziała Pani niedawno: "Chcę zagrać Ryszarda III". Ma Pani na koncie wiele ról z kanonu wielkich postaci kobiecych - za chwilę zagra Pani Raniewską. Czy ta deklaracja to anons do reżyserów, informacja, że po ćwierćwieczu od "Hamleta" z Teresą Budzisz-Krzyżanowską czas na wielką, męską, szekspirowską rolę w kobiecym wydaniu? DOROTA KOLAK Mam takie poczucie, jakkolwiek to zabrzmi, że w sensie zawodowym zbliżam się do jakiegoś kresu. I zadaję sobie pytanie: co dalej? Czy jest coś jeszcze, co bym mogła przeskoczyć? Ryszard III to nie jest pomysł ostatniego roku. On chodzi za mną z paru powodów, a głównym jest chyba to, że zawsze ciekawiła mnie ciemna strona człowieka. A to jest jedna z ról, które tę ciemną stronę eksplorują. Mam wrażenie, że tzw. zło jest poza płcią, więc taki eksperyment wydaje mi się możliwy i prawdopodobny. Poprzez swoją cielesność, deformację, Ryszard jest właśnie poza płcią. Jego cielesna inność może się