EN

18.12.2023, 19:45 Wersja do druku

Bojaźń i drżenie

„Książę” Karola Smacznego w reż. autora w Teatrze Wolność w Białymstoku. Pisze Karol Zimnoch w „Teatrologii.info”.

fot. Sylwia Krassowska / mat. Polskiego Radia Białystok

Święto teatru w Białymstoku – w ten sposób można odkreślić premierę spektaklu Książę Karola Smacznego, inaugurującej jednocześnie otwarcie nowego Teatru Wolność. Grupa Wolność – którą można znać jako laureatkę nagrody Kryształowej Pestki na tegorocznym Festiwalu Teatrów i Kultury Awangardowej PESTKA 2023 w Jeleniej Górze – opowiedziała historię o strachu, ego i współczesności, posługując się bardzo odważnymi środkami artystycznymi. Inicjatywa Karola Smacznego wydaje się być wyczekaną odpowiedzią na zapotrzebowanie teatru (po)nowoczesnego po prawej stronie Wisły.

Spektakl Książę przez autora określony został jako autoterapeutyczna opowieść o kondycji współczesnego człowieka, którego – zdaniem reżysera – definiuje strach. Punktem wyjścia miał być Mały Książę, obchodzący 100 rocznicę wydania. Nie ukrywam, że zapowiedź ta napełniła mnie lękiem przed truizmami, za których kłębek uważam powyższą powiastkę Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Na szczęście jednak Karol Smaczny bardzo luźno definiuje „punkt wyjścia” i równie swobodnie nawiązał do Małego Księcia w swoim przedstawieniu, wykorzystując raczej schemat fabularny, poprzez podzielenie spektaklu na autonomiczne etiudy, niż samą treść francuskiego utworu. W zamian Grupa Wolność pokazała widzom wspaniały, awangardowy teatr formy.

Wszystko rozpoczęło się od deklamacji fragmentów Apokalipsy św. Jana w XVI-wiecznym tłumaczeniu Jakuba Wujka. W tle demonstrowano z rzutnika wizje świata wyświetlane na kurtynę zrobioną nie z hebanu (tak bardzo pasującego do Objawienia Janowego), ale z folii malarskiej. Po wprowadzeniu zrobiło się jeszcze bardziej groteskowo, kiedy ukazała się scena pełna plastikowych, bliżej nieokreślonych struktur, przypominających opuszczoną fabrykę lub spalarnię śmieci. Takie industrialne przestrzenie świetnie nawiązywały do ulokowania Teatru Wolność, który za swój przyczółek obrał na wpół opuszczone Zakłady Graficzne w Białymstoku. Sama wizja fabryki z pewnością nie była przypadkowa, ponieważ ze ścian w pewnym momencie zaczęły wypadać zdeformowane dziecięce lalki-płody, ukazując jakby krajobraz skarłowaciałej Ziemi w Czasach Ostatecznych, wypluwającej kolejne pokolenia na ten padół łez. W tak zarysowanej przestrzeni aktor Karol Smaczny konwersował z różnymi mieszkańcami zdegenerowanego świata, który w gruncie rzeczy odzwierciedlał oniryczne zakamarki świadomości księcia „Karolka”. Jego królestwo to przede wszystkim potworna samotność, przerażający Gabinet Osobliwości. A jednak w ostatniej scenie przedstawienia pojawił się Inny (Emma Kováčová). Jak się okazało – nie było to takie spotkanie, jakie chcielibyśmy sobie optymistycznie wyobrażać. Nie zamierzam jednak streszczać zakończenia ze względu na świetną dramaturgię oraz niesamowitą intymność ostatniej sceny, którą trzeba zobaczyć na własne oczy.

Stopniowo jednak w czasie spektaklu słowa traciły na znaczeniu, ustępując miejsca formom, kształtom, cieniom oraz teksturom, które nadawały znaczenie lub pozwalały się definiować/interpretować widzowi. I była to bardzo dobra decyzja, ponieważ piękno tej sztuki leżało nie w treści, ale w formie. Każdy, kto widział ten spektakl, uznałby oczywiście to stwierdzenie za paradoksalne, ponieważ estetyka Księcia była wyjątkowo specyficzna. Pomimo całej swej oryginalności, scenografię oraz lalki porównałbym do artystycznej twórczości Władysława Hasiora. Manekiny, zabawki, plastikowe części ciała (często brudne i zdeformowane poprzez podgrzewanie polimerów) oblane jakby ciemną farbą, uzupełnione pianką uszczelniającą tworzyły na scenie niesamowity pejzaż godny imaginacji Hieronima Boscha. Owa, nazwijmy to, „hasiorowatość” przejawiająca się właśnie w instalacjach z marmuru XXI wieku – plastiku – tworzyła z jednej strony zdeformowaną cielesność Egona Schiela, jak i wizje piekielne z obrazów wspomnianego już Boscha. Turpizm i upiorność wzmacniane były przez bardzo udaną grę światłem, ciemnością oraz dymem na scenie. Ciekawym rozwiązaniem wydaje się chociażby umieszczenie odprysków lustra na suficie oraz podłodze, co przy użyciu światła z latarki (która używana była w czasie przedstawienia nad wyraz często), tworzyła fantastyczne linie świetlne, sprawiające wrażenie jakiejś onirycznej pajęczyny.

Właściwie Księcia można by było określić mianem monodramu, ponieważ – poza ostatnią sceną – to Karol Smaczny „króluje” na scenie. I to dosłownie, ponieważ w pewnym momencie zostaje ukoronowany na księcia swojego koszmaru, przywdziewając diadem z rozczłonkowanej Barbie. Aktor konwersował z lalkami poprzez umiejętne puszczanie nagrań swojego głosu w tle. Mówiąc o dźwiękach, trzeba wspomnieć o muzyce Michała Górczyńskiego, która idealnie wkomponowała się w estetykę przedstawienia. Naprzemiennie puszczane: ambient, drone oraz jazzowa kakofonia, dopełniały atmosferę szaleństwa i koszmaru. Wracając jednak do samego spektaklu, myślę, że dobrą decyzją było utworzenie z fabuły luźnej kompilacji dosyć samodzielnych etiud, połączonych chyba przede wszystkim formą i estetyką widowiska. Ewidentnie było widać, że Grupa Wolność wciąż eksperymentuje i poszukuje najlepszych rozwiązań. Wiele z nich można uznać za naprawdę udanych, chociażby początkowe wizuale rzucane na foliową kurtynę, przetykanie kadrów niczym z niemieckiego ekspresjonizmu cytatami z Apokalipsy, aby zaraz przerwać je nagraniem z gry komputerowej – to majstersztyk. Czułem niedosyt, ponieważ rzutnik nie został wykorzystany w dalszej części spektaklu. Na szczęście na scenie miejsce wizuali przejęły tekstury – chropowatość zastygłej pianki, gładkość plastiku, pogięte polimery, linie proste popękanego szkła – były ucztą dla oka. Mówiąc o środkach ekspresji, warto również zwrócić uwagę na wykorzystanie sztuki lalkarskiej. Karol Smaczny, autor nie tylko przedstawienia, ale i kukiełek, dał pokaz również tej szczególnej odmiany sztuki aktorskiej. To lalki były poszczególnymi postaciami, które już-nie-mały Książę spotykał na swojej drodze. Zobaczyliśmy istny Kunstkammer, gabinet osobliwości. Można by się pokusić o szukanie nawiązań do Traktatu o manekinach Brunona Schulza, ale lepiej będzie, jeśli zrobię to, co Grupa Wolność i dam wolność widzowi, by sam zinterpretował owo widowisko.

Księcia Karola Smacznego, dzięki jego otwartej formie nowego teatru, można bowiem interpretować różnorodnie. Spektakl zdecydowanie nie jest przeintelektualizowany, a jednak dostrzegłem pewne nawiązania do myśli Sørena Kierkegaarda (lęk egzystencjalny), Theodora Adorna (rola kultury w czasach postmodernizmu) czy Emmanuela Levinasa (relacja Inny-Ja). Ze sceny padło wiele pytań o tożsamość, o samotność, a także o to, czym lub kim właściwie jest strach. Czy potencjał tematu został wyczerpany przez Księcia Grupy Wolność? Moim zdaniem nie do końca, ale to dobrze, ponieważ przedstawienie pokazało, że Grupa Wolność wciąż poszukuje, eksperymentuje i zgłębia najróżniejsze środki ekspresji godne najlepszych trup współczesnej polskiej awangardy teatralnej. Dla wielbicieli teatru ponowoczesnego, postdramatycznego Białystok powinien być nowym punktem na mapie Polski, gdzie będą mogli znaleźć coś, co odpowiada ich artystycznym potrzebom.

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Karol Zimnoch

Data publikacji oryginału:

14.12.2023

Realizacje repertuarowe