Ciężko mi pisać o białoruskim teatrze. Jest w "Imieniu róży" Umberto Eco takie spostrzeżenie - znajdując się wewnątrz labiryntu, nie zrozumiesz, w jaki sposób jest on zbudowany - pisze Matwiej Dymko w portalu www.kulturaenter.
W ciągu ostatnich pięciu lat chodziłem na premiery, zapoznawałem się z nowymi twarzami, czytałem nowe dramaty, w miarę możliwości publikowałem też swoje, dlatego znam wiele ciekawych szczegółów teatralnej materii. Mimo to przyznam, że do tej pory nie udało mi się zbudować jednolitej wizji białoruskiego teatru jako procesu, jako struktury. Byłbym gotów przyjąć cudze opinie, jednak ich mnogość za nic nie chce się stopić w jedną refleksję. My, białoruscy krytycy teatralni, znajdujemy się jak gdyby w różnych częściach tego dużego teatralnego labiryntu. Wątpię w to, czy szukamy wyjścia - przecież w labiryncie też można żyć. Współczesny białoruski teatr można nazwać dziedzictwem radzieckiej epoki. Bez wątpienia, białoruska kultura teatralna nie zaczyna się w XX wieku, przecież i do tego czasu na Białorusi istniało dramatopisarstwo, byli znani aktorzy, byli entuzjaści, organizujący na pół profesjonalne (we współczesnym rozumieniu te