EN

10.11.2022, 08:35 Wersja do druku

Bez serca i bez tożsamości można być każdym?

„Baśń o wężowym sercu” Radka Raka w reż. Beniamina M. Bukowskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Mateusz Leon Rychlak w Teatrze dla Wszystkich.

Jeśli zaglądasz w otchłań,
otchłań patrzy też w ciebie.
– Friedrich Nietzsche

Czy wystarczy być nikim, aby móc stać się kimkolwiek, czy raczej trzeba nie być wcale, aby stać się kimś? W rozważania na temat tożsamości, pragnień i przemiany wprowadza widza spektakl ,,Baśń o wężowym sercu’’ (reż. Beniamin M. Bukowski) będący adaptacją powieści Radka Raka nagrodzonej w 2020 roku nagrodą literacką Nike.

Jak się nazywasz? – Nie wiem”

W ten sposób wprowadzony na scenę zostaje nasz bohater – Jakub Szela (Łukasz Szczepanowski), choć trudno utrzymywać jego obraz w tej klasycznej wizji, znanej z „Wesela” Wyspiańskiego, gdzie występuje jako okryty krwią upiór. „Baśniowy” Jakub Szela nie jest istotą z koszmaru rabacji galicyjskiej, ale młodym chłopem, sierotą, o którym trudno dowiedzieć się czegokolwiek konkretnego. Sama narracja stanowi coś na kształt zbioru plotek oraz gawęd zebranych w chałupach i po siołach południowej małopolski, całe mnóstwo tu domniemań i niepewnych przypuszczeń co do rzeczywistego przebiegu wydarzeń.

Otóż mówi się, że Jakubem opiekował się pewien starzec (Grzegorz Mielczarek), powiada się, że Jakuba kochała szalona córka żydowskiego karczmarza (Magda Grąziowska), która oddała mu swoje serce. Mówią, że sam Jakub oddał swoje serce figlarnej rusałce, Malwie (Paulina Kondrak), przywodzącej na myśl obraz Pruszkowskiego, bo to była jedyna rzecz, której nie mógł jej dać dziedzic Wiktoryn (Łukasz Stawarczyk) i w ten sposób skazał się na zgubę. Czy bez serca można nadal być sobą?

To pytanie zawisa nad głowami przewijających się po scenie postaci. Przecież Jakub nadal oddycha, nadal myśli i jest zdolny do kochania kobiety, czarownicy (Beata Paluch), która znalazła go w leśnej głuszy, a także do przyjaźni z pustelnikiem, wyrzuconym z klasztoru starcem (Zbigniew W. Kaleta).

Wszystko to wciąż dzieje się w cieniu drzewa poznania dobrego i złego, w cieniu rajskiej jabłoni usytuowanej pośrodku sceny. Na jej tle w multimedialnych obrazach widzimy kolejne elementy świata, który w danej chwili otacza bohaterów (za multimedia odpowiada Amadeusz Nosal). Ta jabłoń oraz wciąż wyzierające spod kostiumów wężowe łuski (za kostiumy odpowiada Julia Ulman) przypominają o balansie pomiędzy baśniowością, która do wiejskich obejść wprowadza rusałki i chochliki, a chrześcijańską stroną życia, o charakterze często wśród chłopstwa równoważnym do różnych praktyk magicznych.

Reżyser w sposób wyjątkowo trafny dobrał obsadę do postaci występujących w spektaklu, zachowując balans pomiędzy doświadczonymi aktorami (Kaleta, Mielczarek, Paluch) a młodymi, lecz utalentowanymi, członkami zespołu aktorskiego (Kondrak – znana z bardzo charakterystycznej roli w spektaklu „Orlando. Bloomsbury”, Stawarczyk – o którym niejednokrotnie można było usłyszeć przy okazji takich spektakli jak „Marzenia Polskie” czy dopiero co wspomniane „Orlando. Bloomsbury”, Szczepanowski – występujący w spektaklach „Salome”, „Czartoryska. Artefakty” oraz nadal przeze mnie nieodżałowanej „Audiencji 89”). Wyjątek stanowi Magda Grąziowska, która łączy w sobie młodość i niezwykle bogaty dorobek.

Jak to w baśni bywa, nie brak nam jeszcze wielu przemian, wypraw, tragedii prowadzących do upragnionego… No właśnie nie happy endu. Widz nie jest pozostawiony w tej historii bez refleksji, jednak pozostawiony jest w niepewności co do odpowiedzi na pytania, które zadaje sobie w trakcie spektaklu. Wiemy jedynie, co ludzie na ten temat powiadają.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Mateusz Leon Rychlak

Data publikacji oryginału:

09.11.2022