W kulturalnym kalendarzu miasta Warszawy (i całej Polski!), coroczny festiwal La Folle Journée zadomowił się na dobre, a fascynujące spotkania pozwalają widzom na wybieranie interesujących pozycji z barwnej, zróżnicowanej oferty mini koncertów oraz obcowanie z muzyką klasyczną w swobodnej atmosferze. Jego jedenasta edycja, wyjątkowa, bo po dłuższej niż zazwyczaj przerwie i nieco mniej obfita, mimo zmian przyniosła słuchaczom mnóstwo muzycznych wrażeń, wynikających z bogactwa pomysłów muzycznych. Brakowało jedynie koncertów z serii Młodzi Wykonawcy, na których artyści ze średnich szkół muzycznych z całej Polski grali swe koncerty obok uznanych profesjonalistów, wkładając w swoje występy zaangażowanie, odwagę i serce. O ostatnim dniu Festiwalu La Folle Journée / Szalone Dni Muzyki 2021 – „Beethoven” pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Niedzielna przygoda z muzyką zaczęła się dla mnie równie intrygująco jak sobotnia. W sali o wdzięcznej nazwie Eroica (nawiązującej oczywiście do tytułu kompozycji Beethovena), podczas niedzielnego koncertu „Piosnki z łąk i ulic” można było usłyszeć Cykl solowych pieśni na troje śpiewaków z towarzyszeniem z fortepianu. Zafascynowani wielkimi dziełami często zapominamy, że część dorobku Beethovena stanowią właśnie te niewielkie dzieła. Ileż w nich humoru, rubaszności, tematów rodem z barwnych przypowiastek. Młodzi wokaliści-adepci Akademii Operowej Teatru Wielkiego – Opery Narodowej uraczyli nas pięknymi, muzycznymi drobiazgami, przepełnionymi śpiewem. A wszystko w harmonijnej zgodzie z muzyką opartą na oryginalnych, folklorystycznych motywach, charakterystycznych dla pieśni różnych krajów Europy. W cyklu znalazły się między innymi pieśni austriackie, duńskie, niemieckie, rosyjskie, szwajcarskie, irlandzkie, szkockie, węgierskie, szwedzkie, portugalskie i włoskie, a nawet polskie (choć w okresie rozbiorów Polski na mapie Europy nikt nie zamieszczał). Głęboki, czysty, pełen ekspresji głos Zuzanny Nalewajek, aksamitny, wyrazisty mezzosopran Katarzyny Szymkowiak oraz głęboki, mocny bas Pawła Horodyskiego w pełni oddały charakter utworów – liryczny, zabawny, czasem dosadny, a czasem wzruszający. Czyste, pełne siły głosy potrzebują odpowiedniego tła, które stworzyli niezawodni muzycy Sinfonii Varsovii – Kamil Staniczek na skrzypcach, Marcel Markowski na wiolonczeli oraz Wojciech Pyrć na fortepianie, zaskakując i ciesząc ucho słuchacza dźwiękowymi kontrastami, które zawarł w swych opracowaniach kompozytor. Muzycy z wyczuciem potrafili oddać urocze w swej prostocie, ale z elementem eleganckiego wyrafinowania brzmienie pieśni, a śpiewacy – naturalną lekkość i stylistykę króciutkich, mistrzowskich miniatur.
Słynna Symfonia Pastoralna, o której sam Beethoven mówił, że „jest bardziej ekspresją uczuć niż malarstwa” była kolejną, ciekawą propozycją niedzielnego popołudnia i przykładem aranżacji dużego dzieła na zespół kameralny. Podczas koncertu „Symfonia (na)dęta” miałam okazję przekonać się, jak szerokie możliwości tkwią w jednym z elementów orkiestry – instrumentach dętych drewnianych. Sielska, nasycona dużą dozą spokoju VI Symfonia F-dur op. 68 w opracowaniu Andreasa N. Tarkmanna zabrzmiała po raz pierwszy w przestrzeni Teatru Wielkiego. „Scena nad strumieniem”, „Wesoła zabawa wieśniaków”, „Burza” czy „Pieśń pastuszka”, oczywiście w tempie allegro, w „dętym” wykonaniu nie traci swej sugestywności ani hipnotycznej ludyczności. Muzycy Sinfonii Varsovii grają z wyczuciem, skupieni na kolorze i ilustracyjnej stronie utworu. Wydobywają wyrazistą melodię i barwną przekorność, które łączą się w ogólnej harmonii dzieła, podkreślając romantyzm i zarażając pozytywną energią. A wszystko oczywiście zgodnie z partyturą i pod kierunkiem oraz czujnym okiem równie zaangażowanego, charyzmatycznego dyrygenta, Bassema Akiki. W radosno-melancholijnym nastroju opuszczam widownię.
Testament Heiligenstadzki1802
Podczas pobytu w Heiligenstadt pod Wiedniem, w październiku 1802 roku, Beethoven pisze list do swoich braci. Kłopoty ze słuchem, które zauważył u siebie już wcześniej zaczynają się pogłębiać i załamany kompozytor postanawia opisać swoje zmagania z postępującą głuchotą. List sam określił jako testament: „już chciałem położyć kres swojemu życiu – jedyna rzecz, jaka mnie powstrzymywała, to moja sztuka. Naprawdę bowiem wydawało mi się niemożliwe opuścić ten świat, zanim stworzę wszystkie dzieła, które czuję, że muszę skomponować…”. Testament Heiligenstadzki stał się inspiracją dla francuskiego pianisty Jonasa Vitaud, który snuje muzyczną opowieść o rozpaczy, walce i ukojeniu, jakie dać mogła cierpiącemu kompozytorowi jego sztuka. W prezbiterium Kościoła Środowisk Twórczych, w sali nazwanej Appassionata, niezwykle czysto brzmiały dźwięki fortepianu, przy którym zasiadał Jonas Vitaud. Artysta zagrał dwa utwory Beethovena skomponowane w 1802 roku – 15 wariacji i fugę Es-dur na temat własny (“Eroica-Variationen”) oraz Sonatę fortepianową zwaną „Burza”. Jonas Vitaud po mistrzowsku radził sobie i z tempem, i trudnymi tonacjami, podkreślając nieskazitelną linię melodyczną i dając wyraz swej zaraźliwej, muzycznej pasji. Chociaż fortepianowe solo nie jest łatwe, bardzo wymagające, wykonał je z godną podziwu wirtuozerią i technicznym wyrafinowaniem. Potrafił oddać lęk i niepokój dręczący wielkiego kompozytora, a wibrującą uczuciowość utworów wyrażał zróżnicowanymi środkami muzycznymi. W jego interpretacji zarówno fuga, jak i sonata zabrzmiały z konieczną mocą i żywotnością, płynnie łącząc się w harmonijną, jasną i logiczną całość.
Muzyka Beethovena – z czym trudno się nie zgodzić – to niewyczerpane źródło inspiracji i natchnień. Wydobywanie z niej dźwięków, barw, nawet smaków, zapachów stanowi wyzwanie, ale i wielką radość dla muzyków. Dlatego żal, że muzyczne szaleństwo pomału dobiega końca, jednak publiczność ma jeszcze szansę delektować się swoistą wisienką na torcie, czyli Koncertem Finałowym. Podczas ostatniego wydarzenia Szalonych Dni Muzyki 2021 „pierwsze skrzypce” zagrała cudowna bułgarska skrzypaczka Liya Petrova, a towarzyszyła jej Sinfonia Varsovia. Koncert skrzypcowy D-dur op. 61. , czyli symfoniczna część koncertu, pełna napięć, pasji i emocjonalizmu niewątpliwie poruszyła serca melomanów. Udało się przekazać beethovenowskie fascynacje zaklęte w przejrzystym, zróżnicowanym i radosnym brzmieniu, opartym na żywym, pulsującym rytmie. Liya Petrova, którą miałam okazję podziwiać podczas wcześniejszych koncertów, z wprawą wydobywała liryczne i silnie energetyzujące motywy. Jej błyskotliwa, pełna różnych barw technika gry na skrzypcach zachwyca. Dzięki niezwykłej koncentracji i uważności, pociągnięciami smyczka odmalowała całe piękno i delikatność utworu. A towarzyszyła jej Sinfonia Varsovia, którą ku najlepszym interpretacjom prowadził dyrygent – pełny pozytywnej energii i ciepła Alexander Liebreich. Na deser, jako zwieńczenie całości, muzyczny żart – błyskawiczny i błyskotliwy przegląd wszystkich symfonii Beethovena autorstwa Louisa Andriessena, zmarłego w lipcu tego roku holenderskiego kompozytora i pianisty, twórcy szkoły haskiej. W utworze „The nine symphonies of Beethoven na orkiestrę i dzwonek lodziarza” z 1970 roku Andriessen wykorzystuje cytaty stylistyczne i melodyczne, tworząc parodystyczny kolaż z dziewięciu symfonii Beethovena, bawiąc zasłuchaną publiczność swym niecodziennym i nieco sarkastycznym dowcipem. Trudno uwierzyć, że to już koniec tegorocznego muzycznego szaleństwa i pełnego wrażeń, pasji i cudownych doznań spotkania z muzyką Beethovena.
11. polska edycja, Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie, niedziela 26 września