EN

29.05.2023, 10:49 Wersja do druku

Bałucki, Kaczmarski, Klynstra

„Ciężkie czasy” Michała Bałuckiego w reż. Redbada Klynstry-Komarnickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Kondrasiuk w „Do Rzeczy”.

fot. Dorota Awiorko / mat teatru

Redbad Klynstra-Komarnicki wraca do robienia teatru, i to jest dobra wiadomość. Choć – niestety, niestety – jako aktora wciąż możemy go oglądać wyłącznie na ekranie, to przynajmniej wrócił do reżyserii. W lubelskim Teatrze im. Osterwy zrobił „Ciężkie czasy” – zaskakujący to wybór repertuarowy. Zastanawiałem się, o co mu chodzi z tym Bałuckim, ale po premierze wszystko mi się wyjaśniło.

Komedia ta, osadzona w środowisku ziemian galicyjskich z końca XIX wieku, uchodząca za bezkompromisową wręcz satyrę społeczną, dziś ma opinię uroczej ramotki. Bałucki raportował o zderzeniu anachronicznego świata z nową kapitalistyczną epoką. „Ciężkie czasy” to historyjka o wspólnocie trawionej prowincjonalnymi kompleksami, która organizuje (na kredyt) wystawne powitanie wiedeńskiego księcia. Okazuje się, że to postać wymyślona, zrobiliśmy więc sami z siebie idiotów – ot, cała myśl utworu. Tajemnica sukcesu tej wziętej niegdyś dramaturgii polegała jednak na szczegółach, na szkicowanych ostrą kreską, jak dobre karykatury, postaciach – i na języku, żywiole mowy. Kwestie wypowiadane przez te poczciwiny ujawniają nieco sadystyczne zapędy komediopisarza, opierają się na pochodzącej z zewnętrz, autorskiej ironii. Taki teatr, tak jak XIX-wieczna powieść realistyczna, uwielbiał wariacje na temat bohatera zbiorowego, co dawało wspólnotom lokalnym i narodowym poczucie odwzorowania, autoobserwacji, bo był to czas wiary w literaturę, która ma nam coś do powiedzenia. A dziś? Nadaje się to może do czegoś w rodzaju archeologii teatralnej, do poszukiwania dawnego smaku, do przebieranek – dosłownie i w przenośni – w kostiumy z epoki. W dodatku tamta Galicja, niczym Atlantyda, utonęła w historii i w pamięci, stała się miejscem leżącym nigdzie i większości z niczym się nie kojarzącym.

Z takim wyobrażeniem przyszedłem na ulicę Narutowicza i– dałem się zaskoczyć. Okazało się że Klynstra chce robić w Lublinie, w placówce pod swoją dyrekcją, teatr współczesny, a w dodatku – i oparty na uczciwości intelektualnej, i szeroko adresowany. Reżyser z dramaturgiem Danielem Adamczykiem zdecydowali się na ciekawą, rzadką drogę. Wyposażyli autora we współczesną świadomość, doprawili scenariusz szczyptami nowoczesnej melancholii. W niespodziewanych miejscach pojawiają się fragmenty autorów mało, wydawałoby się zbieżnych z poetyką Bałuckiego – „Walc” Miłosza, „Dobre rady Pana Ojca” Kaczmarskiego, a niepotrzebna nikomu oda napisana przez miejscowego młodego zdolnego poetę okazuje się … fragmentem „Grobu Agamemnona” Słowackiego. Jest to interpretacja klasyki odchodząca od, typowego dla obecnego naszego teatru, protekcjonalnego osądzania przeszłości, tak jak nie osądza się tu i nie ośmiesza przodków, jako głupszej wersji nas samych. Jest to ruch ożywiania, wprawiania w ruch nie przez unieważnianie klasyki – a poprzez nadpisywanie i dodawanie sensów. W efekcie zamiast klarownej, dydaktycznej pogadanki (albo połajanki) historycznej mamy „rzecz do myślenia” o tym, co nas konstytuuje, uruchamia, więzi? Być może, Klynstra nauczył się tego od Kaczmarskiego, od jego szczególnej metody ironicznej apoteozy, zaprezentowanej m.in. w „Sarmatii”. Jest to ciekawe wymknięcie się z choroby dwubiegunowej, na którą choruje polska debata publiczna.

Forma inscenizacyjna dźwiga swoje zadania. Rzecz się odbywa na tle z gigantycznego rumowiska krzeseł, do rytmu wybijanego przez uwięzionego w konstrukcji perkusistę. Szybki, pełen niespodzianek montaż scen i duży zespół teatralny, dla jakiego był pisany przecież ten scenariusz, skrzący się smaczkami: bonmotami, szarżami, gagami. Kaczmarski potężnie zaśpiewany, ni to parodystycznie, ni na serio przez… służki, Kamilę Janik i Beatę Passini, „Nieee, to się nie uda, nie uda się…” Kwaskiewicza-Tomasza Bielawca, „Dzierżę, panie, wysoko w dłoni sztandar szlacheckiej godności i tradycyjnej wiary ojców” Bajkowskiego-Pawła Ferensa, z kieliszeczkiem uniesionym wysoko; Magdalena Sztejman, Marta Ledwoń – nadopiekuńcze maman, i tak dalej, można by wymieniać po kolei obsadę rozkosznie zidiociałego korowodu, w który zlewa się te cała, targana resentymentem mikrospołeczność – dobrze się na to patrzy i płynnie się to ogląda. Solidnie podbita groteską, satyryczna, szkicowa gra lubelskim aktorom, wytrawnym specjalistom, bardzo dobrze „leży” i pracuje na rzecz całościowego wrażenia. Jest szansa na spektakl, który będą lubić wszyscy, i aktorzy, i publiczność, z korzyścią dla długiego życia tego przedsięwzięcia.

Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
Michał Bałucki, „Ciężkie czasy”
Reż. Redbad Klynstra-Komarnicki
Premiera – 22 kwietnia 2023

Tytuł oryginalny

Bałucki, Kaczmarski, Klynstra

Źródło:

„Do Rzeczy” nr 22

Autor:

Grzegorz Kondrasiuk

Data publikacji oryginału:

28.05.2023