EN

14.04.2023, 11:10 Wersja do druku

Balet 3w1

„Tryptyk baletowy: Flight/Bolero/Elsa Canasta” w choreogr. Małgorzaty Dzierżon, Meryl Tankard i Javiera De Frutosa w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Zawadzki z Nowej Siły Krytycznej.

fot. B. Dębicki/FRU Media / mat. teatru

Zostałem zaproszony do Opery Wrocławskiej na polską premierę baletów współczesnych – „Flight”, „Bolero”, „Elsa Canasta”. Pierwszy raz piszę recenzję ze spektaklu baletowego. „Tryptyk baletowy” zestawia odmienne historie, utwory stworzone w różnych latach, stylach. To formy trwające od piętnastu do czterdziestu minut, orkiestrę prowadzi Adam Banaszak.

„Flight” stworzyła w 2016 roku Małgorzata Dzierżon dla londyńskiego zespołu Rambert (najstarszy zespół tańca w Anglii, założony przez Polkę Marie Rambert). Jej inspiracją były rozmowy, również podsłuchane w przestrzeni publicznej, podczas podróży, na łonie natury. Temat migracji ludzi na całym świecie, odkrywania nowych obszarów i wpisany w nie motyw cykliczności – w naturze, w muzyce. Usłyszymy utwory Japończyka Somei Satoha „Birds in Warped Time II” i „Bifu” oraz zamówiony u angielskiej kompozytorki Kate Whitley utwór „Flight”. W wywiadzie zamieszczonym w programie do przedstawienia Dzierżon zwraca uwagę na spójność ruchu tancerzy z mobilnością dekoracji (jest autorką choreografii i scenografii). Jej dzieło jest efektowne, także dzięki kostiumom zaprojektowanym przez Jane Janey (kolorowym, luźnym). Taniec pary solistów pozwala wyobrazić sobie trudności migrantów, którzy często podróżują w nieznane, szukając sielanki (tancerzom towarzyszą w pustej przestrzeni ruchome ściany). Na mężczyźnie ciąży odpowiedzialność, opiekuje się ukochaną. Na ich drodze pojawiają się wyraziste postaci.

„Bolero” to choreografia Australijki Meryl Tankard, powstała do muzyki Maurice’a Ravela na zamówienie Opery w Lyonie w 1998 roku. Jej autorka w wywiadzie opublikowanym w programie teatralnym wspomina, z jaką męką wiązał się proces twórczy, gdyż zazwyczaj sięga po muzykę etniczną. Inscenizację budują projekcje multimedialne Régisa Lansaca: widoki Lyonu, gra świateł i cieni oraz różnobarwnych abstrakcyjnych obrazów, czy ogromnej sali z kolumnami. Wirtualna sceneria stanowi dodatkową przestrzeń między widzami a sceną. Zobaczymy: kochanków, matki, bezgłowe olbrzymy, lalki, gigantyczne cienie i miniaturowych ludzi. Oglądamy rzecz o utraconej na skutek mordu miłości, wspomnienia z tragicznego związku młodych ludzi. Tym razem niektóre z tancerek noszą stylowe suknie na fiszbinach, w arabeskowe wzory (kostiumy: Sylvie Skinazi). Klasyczne układy taneczne rozbijają ruchy bezgłowych postaci. Tancerki poruszały ramionami, bujały się, ale nie zastąpiło to wyrazu twarzy, dlatego może ta część wydała mi się pozbawiona emocji, choć opowiadała o nich.

„Elsa Canasta” podobnie jak „Flight” powstała dla zespołu Rambert, zagrano ją po raz pierwszy w 2003 roku. Wenezuelski choreograf Javier De Frutos w wywiadzie zamieszczonym w programie przyznał, że zaintrygowała go opowieść o zespole baletowym Diagilewa. Miał on zwyczaj kwaterować swoich tancerzy podczas tournée na parterze hoteli, bo gdyby rachunek za pobyt wyniósł za dużo, musieli salwować się ucieczką, nie chciał by skakali z piętra. Podczas jednej z takich sytuacji, korzystają z zaproszenia na przyjęcie u kompozytora. „Elsa Canasta” to utwór dwuczęściowy: „Elsa” odwołuje się do amerykańskiej felietonistki Elsy Maxwell, a „Canasta” to gra karciana. Starsza już pisarka wspomina swoje życie, związek z mężczyzną. W prestiżowym kasynie, z ogromnymi srebrnymi schodami, które kojarzą się w Wenecją, jesteśmy zaproszeni przez krupiera do partyjki. On jest główną postacią tej części. Hotel, kasyno, stąd elementy tańca towarzyskiego, melodie Cole’a Portera (Tomasz Rudnicki niestety nieprawidłowo artykułuje słowa, co sprawia wrażenie, jakby filuternie fałszował).

Każda z trzech części wieczoru zaintrygowała mnie w odmienny sposób. Po raz pierwszy w życiu oglądany przeze mnie balet zaciekawił mnie, choć niewiele jeszcze z niego rozumiem. Może dlatego zespół baletowy kojarzył mi się ze szkołą tańca, jakby artyści dopiero zaczynali, ich ruchy nie miały gracji; czasem pojawiały się minimalne potknięcia (najczęściej grupowe) i niezgranie ruchu z muzyką. Dopiero gdy tancerze wyszli ukłonić się publiczności, wyglądali na pełnych gracji, dumnych profesjonalistów. Widzowie odbierali przedstawienie w poważnej atmosferze, nie brakowało owacji na stojąco. Osoba siedząca obok mnie po pierwszej części wyszła. Ja poczułem się zmotywowany do obejrzenia kolejnych spektakli Opery Wrocławskiej.

„Tryptyk baletowy”

Opera Wrocławska, premiera: 25 marca 2023

tancerze: Natalia Augustyniak, Sherly Belliard, David Oscar Blat, Sergi Martinez Castello, Sava Cebanu, Paula Dzwonik, Daniel Agudo Gallardo, Anna Gancarz, Paulina Grodzińska, Leonie Hansen, Karolina Jankowska, Zofia Korpacka, Magdalena Kurilec-Malinowska, Bartłomiej Malarz, Andrzej Malinowski Pablo Martinez Mendez, Marin Murayama, Miho Okamura, Kei Otsuka, Łukasz Ożga, Davide Piccoli, Lucas Hessel Rafalovich, Massimo Colonna Romano, Keisuke Sakai, Risa Sasaki, Maki Sekuzu, Dino Staković, Mizuno Toma, Katarzyna Wola, Agata Załuska

śpiew: Tomasz Rudnicki

instrumentaliścki: Ashot Babrouski (fortepian), Adam Czermak (skrzypce), Orkiestra Opery Wrocławskiej

fot. B. Dębicki/FRU Media / mat. teatru

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Adam Zawadzki

Wątki tematyczne