„Korsarz" w chorogr. Manuela Legrisa wg Mariusa Petipy w Teatrze Wielkim Operze-Narodowej w Warszawie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.
Światowa tradycja baletowa dla przeciętnego widza wielokrotnie ogranicza się do sztandarów sceny – Jeziora łabędziego, Śpiącej królewny i Dziadka do orzechów. Wszystkie do nieśmiertelnej muzyki Piotra Czajkowskiego, niekwestionowanego króla muzycznego baletowej sceny. Współcześnie brakuje mistrzów sceny klasycznej. Zachwycamy się nowymi układami choreograficznymi, eksperymentem tańca, a klasyka i szacunek dla sztuki baletowej pozostawiamy za nami jako skostniałą i konserwatywną formę. Jednak okazuje się, że właśnie ów powrót do tradycyjnej konwencji może być niezwykle ożywczy, a przygotowany spektakl niezwykle frapujący i intrygujący. Taki od którego przez trzy godziny nie można oderwać oczu. Takowym kreatorem, magiem tańca przybliżającym tradycję nam współczesnym, jest Manuel Legris, francuski baletmistrz do tegoż sezonu szef Wiener Staatsballett, a od roku 2021 obejmie stanowisko lidera baletu Teatro alla Scala w Mediolanie. W zeszłym roku miałem okazję obejrzeć jego Sylwię w stolicy Austrii. To przybliżenie dawnego baletu inspirowanego choreografią Louisa Merante do muzyki Leo Delibesa – hołd tradycji w perfekcyjnym, klasycznym wykonaniu. Legris tworzy sceny, obrazy, kompozycje niezwykle żywiołowe w wykonaniu zespołu baletowego, ale również niezwykle dojrzałe technicznie układy duetów i popisów solistycznych. Niemal identyczne uczucia towarzyszą po premierze Polskiego Baletu Narodowego w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Mowa o Korsarzu. Tu inspiracja choreograficzna Mariusa Petipy, ale oryginalna kreska Manuela Legrisa. Ekspresyjna muzyka Adolphe-Charlesa Adama przekuta została nostalgicznymi kompozycjami Ricardo Diego czy Leo Delibesa. Tworzy ona świetne tło dla wspaniałego wieczoru baletowego. Spotkania z tańcem godnego klasyków sceny, przedstawienia dla całej rodziny, które może także stać się pierwszą wizytą w baletowym świecie, a zapewniam, że po takowym spotkaniu powroty do teatru są gwarantowane.
Korsarz Legrisa, tak jak nakazuje historia baletu, to opowieść młodego rozbójnika morskiego, który zakochuje się w greczynce Medorze, porwanej przez handlarza niewolników Lanquedema i sprzedanej do haremu paszy Seyda. Intryga, zwroty akcji to znak rozpoznawczy opowieści. Toczy się ona żywo, by nie powiedzieć, że kolejne sceny migają barwą jak w najlepszym kalejdoskopie. Scenografia Luisy Spinatelli jest niezwykle dyskretna, malarska, symbolicznie wskazująca pola akcji. Jednak najważniejszy jest taniec. I tu należą się wielkie brawa zespołowi prowadzonemu przez Krzysztofa Pastora. Główne partie zostały perfekcyjnie obsadzone i dobrane. W roli Konrada błyszczał i imponował skokami oraz piruetami Vladimir Yaroshenko. Jego partnerka to Mai Kageyama, która pokazała rolą, że jest z jednej strony pewna swojej wolności, a z drugiej niezwykle zalotna i czekająca na miłość. Jednak najciekawsze są odkrycia taneczne. Do nich należą mistrzowskie kreacje i popisy. Niesłychany skoczny i bardzo dobry dramatycznie okazał się Ryota Kitai w partii Lanquedema. Drugie odkrycie to przyjaciel, kompan, ale i zdrajca tytułowego bohatera Birbanto w wykonaniu Rinaldo Venuti. Można powiedzieć, że postaci drugiego planu skradły show głównym bohaterom. Wielkim atutem Venutiego jest szybkość i niesłychana charyzma taneczna, która w widzach wzbudza zachwyt i huragan oklasków. Kilka lat temu podczas Łódzkich Spotkań Baletowych English National Ballet prezentował własną inscenizację tegoż baletu w choreografii Anny-Marie Holmes. W głównych partiach występowały gwiazdy Tamara Rojo i Isaac Hernandez. A największe oklaski zebrał Cesar Corrales w zjawiskowej sekwencji solowej. I analogicznie jest w Warszawie. Główni soliści, świetni i doskonali, ale i pozostali wykonawcy zostali docenieni za mistrzostwo oraz umiejętności taneczne. Balet Legrisa jest wspaniałą lekcją i nauką szacunku dla tradycji tańca. Aż można powiedzieć, że chciałoby się więcej oglądać klasycznego, a jednocześnie w nowej choreografii, baletu.
Dopełnieniem tegoż udanego wieczoru jest brzmienie orkiestry narodowej sceny. Prowadzona przez ukraińskiego kapelmistrza Alexeia Baklana grała żywiołowo i precyzyjnie. Dyrygent stał się świetnym partnerem dla zespołu baletowego. Nie myślał tylko o symfonice w orkiestronie, ale dopełnieniu kunsztu tanecznego i akcji scenicznej.
Inauguracja sezonu w Polskim Balecie Narodowym jest bajkowym romansem. Wychodząc z teatru wspominamy tenże świat. Piękne chwile i wspaniałe układy taneczne pozostaną w pamięci. A radość w sercu rośnie, gdy mamy w Warszawie tak dobry zespół taneczny, dla którego nie ma trudnych wyzwań, są tylko kolejne wysokie oczekiwania publiczności.