Nienaruszeni, zadowoleni z siebie, dalej czytamy bezpiecznego i zachowawczego w gruncie rzeczy "Szekspira współczesnego" Jana Kotta (od czasu do czasu powołując się też na "Pornografię"" Gombrowicza) - w błogim przekonaniu, że nie ma przecież dla nas żadnego tabu - Magdalena Chlasta-Dzięciołowska polemizuje z recenzjami ze "Snu nocy letniej" w reż. Moniki Pęcikiewicz z Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Teatru nie można uprawiać bezkarnie - powtarza Krzysztof Warlikowski - współczesny reżyserski uzurpator szekspirowskich sztuk - i zaraz potem dodaje za Tadeuszem Kantorem - że do teatru nie można również chodzić bezkarnie. To zobowiązanie z dwóch stron. A ja myślę, że z trzech - jeśli potraktować teatralnych krytyków i recenzentów - jako nie-zwyczajnych widzów, dysponujących subtelnymi - ale wyjątkowo efektywnymi - narzędziami interpretacyjnymi. Po ostatnim okołoteatralnym i recenzenckim poruszeniu wokół premiery "Snu nocy letniej" w reżyserii Moniki Pęcikiewicz we wrocławskim Teatrze Polskim, widać jak trudne to zadanie wzięcia współudziału, współodpowiedzialności za odbiór sztuki. Innymi słowy - jak trudno potraktować teatr jako miejsce performatywnego kształtowania naszej tożsamości - jak trudno poddać się wstrząsowi, wytrącić z nieznośnej pewności, zakwestionować niepodważalne, wejść w autentyczny, niepozorowany dialog. Nie