"Cabaret" Joego Masteroffa, Johna Kandera i Freda Ebba w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
Czy w roziełznanych uciechach, jakie proponuje Berlin uda się zagłuszyć uczucie pustki i strachu? Któż z nas nie ulegnie temu szaleństwu? Kto nie podda się pokusom, jakie oferuje przedwojenny Berlin - miasto, które obala wszelkie tabu, i w którym można się zatracić w rozpuście? Zwłaszcza, że gardłowy tembr głosu mistrza ceremonii zniewala i rozgrzesza... Gdybyśmy nie znali historii! W tym nasza przewaga nad bohaterami musicalu "Cabaret". Oni temu szaleństwu ulegają. Przebudzenie będzie jednak bolesne. W roztańczonych tingel-tanglach, w rozkiełznanej atmosferze berlińskich kabaretów, gdzie zatraca się granice płci, gdzie gubi się poczucie czasu, gdzie umiera się z rozkoszy lub z przepicia. A nad tym wszystkim swawolne gesty i słowa mistrza ceremonii, pełne erotycznej perswazji: "bo życie kabaretem jest/i tak je trzeba brać". Mamy wszyscy w pamięci nagrodzony Oskarem film Boba Fossa z cudowną Lizą Minnelli. Gdy przypomnimy sobie frazy niegdysiej