- Co najbardziej ucieszyło mnie w teatrze w roku 2007? Odpowiedź najprostsza brzmi - przedstawienia. Bo jeśli, jak pisał niegdyś Adolf Rudnicki, sercem dnia jest wieczór, to esencją teatru jest przedstawienie. Na szczęście w ciągu ostatnich 12 miesięcy zdarzyło się ich całkiem sporo - pisze Jacek Wakar w Dzienniku w cyklu Zachwyty Teatralne 2007.
Po pierwsze - Krzysztof Warlikowski. Narodził się dla mnie powtórnie, kiedy już prawie trzy lata temu wyreżyserował "Kruma" Levina w TR Warszawa. Już wtedy wydawało się, że polski światek jest za ciasny dla jego teatru i dla niego samego. Że mocne hasła i wątpliwą literaturę spod znaku Sarah Kane zastąpiło doświadczenie dotkliwe, choć do końca intymne. Tytułowy bohater "Kruma" powracał do domu po podróży w życie z bilansem doskonale zerowym. Wielu z nas wtedy na widowni Rozmaitości czuło jego ból i jego pustkę. "Anioły w Ameryce" [na zdjęciu] Tony'ego Kushnera pokazał Warlikowski w lutym w nietypowej przestrzeni warszawskiej SGGW. Plakat pokazywał możnych tego świata, ktoś zostawił na nim miejsce na jedno zdjęcie, ale ponoć się w ostatniej chwili wycofał, pozostawiając pole do domysłów. W dodatku amerykański pisarz, zażarty krytyk polityki i w ogóle epoki reaganowskiej, opatrzył swoje dzieło podtytułem "Gejowska fantazja na motywach na