Nie mają sceny, ale ciężko pracują, ćwiczą, gotują, niektóre do tego zajmują się dziećmi. Wszystkie tęsknią za teatrem oraz całą operową rodziną. Jak wygląda życie artystów Opery na Zamku podczas epidemii i izolacji? Gdzie i jak śpiewają, żeby nie przeszkadzać sąsiadom swoim wysokim C? Czy szukają nowych inspiracji? Co robią, gdy dopada je gorszy nastrój w tym dramatycznym czasie? Z solistkami: Ewą Olszewską, Joanną Tylkowską-Drożdż, Victorią Vatutiną i Lucyną Boguszewską - oczywiście wirtualnie - rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Jak Pani przyjęła informację o tak długim terminie zamknięcia opery dla widzów? Ewa Olszewska: Z żalem. Nie było to nic przyjemnego, bo skoro nasi widzowie nie mogą odwiedzać teatru, to i my nie możemy, na razie, w pełni dla nich być. Joanna Tylkowska-Drożdż: Z jednej strony z pełnym zrozumieniem, mając na względzie niecodzienną i groźną sytuację pandemii. Z drugiej - z pewnym smutkiem - z uwagi na brak możliwości kontaktu z ukochaną publicznością i uczestnictwa w żywym teatrze. Victoria Vatutina: Wiadomość o zamknięciu opery przyjęłam jako słuszną decyzję. Trudna do przyjęcia okazała się niemożność określenia terminu zamknięcia. Nie kończymy obecnego sezonu, nie wiemy, czy nie zostanie zawieszony, przesunięty, skrócony bądź wydłużony do jesieni przez ewentualny powrót pandemii. Jak większość ludzi, związanych zawodowo ze sceną, mierzę swoje życie nie latami, tylko sezonami, więc nagłe zabu