Zacznę od pretensji, bo potem będą już same pochwały. Pojechałem do Łodzi na premierę cudownej opery Mozarta "Czaro-dziejski flet" (Die Zauberflote), tymczasem okazało się, że Teatr Wielki w Łodzi wystawił "Zaczarowany flet". Może to i głupstwo, ale warto by raz wreszcie się umówić, jak właściwie nazywamy to dzieło. Teatr Wielki najwidoczniej również nie mógł się zdecydować, bo w tekstach wydrukowanych w programie widzę raz jedną, raz drugą formę. A sprawa wydaje się dość prosta. Fletu występującego w tej operze nikt bowiem nie zaczarował, jak to się kiedyś przydarzyło zaczarowanej królewnie i zaczarowanej dorożce. Ów flet sam posiada moc rzucania czarów, chroni Tarnina przed niebezpieczeństwem, prowadzi kochanków przez ogień i wodę. Jest to flet prawdziwie czarodziejski, tak jak bywa czarodziejska miłość i czarodziejskie zaklęcia. W tym duchu również tłumaczono niemiecki "Zauberflote" wówczas, gdy po raz pierwszy pojawiał się n
Tytuł oryginalny
Arcydzieło mimo woli
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 12