"Omyłka" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.
Po niektóre teksty w poważnym teatrze się nie sięga. "Odprawa posłów greckich", "Dziady", teksty Słowackiego (a w każdym razie te, które nie są "Balladyną"), pozytywistyczne nowelki - wszystko to kojarzy się z teatrem lekturowym, czyli z nudą i chałturą. Nieatrakcyjność lektur potwierdzały ministerialne klucze interpretacji. Dzięki ich schematycznej formie wiele lekcji języka polskiego traktować można w kategorii smutnego cudu: to, co indywidualne, staje się na polskim "reprezentatywne dla nurtu", to, co dekadenckie - pokrzepiające, to, co krytyczne - narodowotwórcze. Spektakle pojawiające się w ostatnim roku śmiało można więc nazwać antylekcjami polskiego. Reżyserów (Michał Zadara, Monika Strzępka) i dramaturgów (Paweł Demirski, autor m.in. "Dziadów-Ekshumacji") młodego pokolenia lekturowe koszmarki wyraźnie kręcą. I prowokują, by wyciągnąć je z interpretacyjnych trumienek. Twórcy wgryzają się w teksty i szukają w nich nie odpowiedzi