„Anioły w Ameryce, czyli demony w Polsce” Michała Telegi w reż. autora w Teatrze Barakah w Krakowie. Pisze Zofia Kowalska w Teatrze dla Wszystkich.
W przestrzeni starej żydowskiej mykwy siedzą aktorzy i aktorki. Rozmawiają między sobą, czasem zagadują wchodzącą na salę publiczność. Za moment rozpocznie się spektakl, i jak sugeruje scenografia, obmycie z nieczystości seksualnej. Homoseksualnej. To, czy dojdzie do oczyszczenia, nie jest takie oczywiste.
Ten, kto przyszedł do Teatru Barakah usłyszeć tekst Tony’ego Kushnera może się nieco zdziwić. W pierwszej scenie widzowie dowiadują się, że agencja zarządzająca prawami do dramatu nie pozwoliła tekstu wystawić – będzie za to krótkie streszczenie. Zamiast “Aniołów w Ameryce” na scenie konstruowana jest eksperymentalna kompozycja złożona z osobistych historii twórców i twórczyń spektaklu. To trochę recykling tematów, które poruszane są w “Aniołach(…)”. Twórcy zastanawiają się, co bolało Kushnera, kiedy pisał dramat na przełomie lat 80. i 90. w Stanach Zjednoczonych i porównują to z tym, co teraz boli ich – młodych, niepokornych, nieheteronormatywnych – w Polsce Anno Domini 2022.
Poruszają w spektaklu mnóstwo tematów. Owszem, Kushner też to robi, ale inscenizacje jego tekstu trwają na ogół kilka dobrych godzin, podczas gdy przedstawienie w reżyserii Michała Telegi zamyka się w godzinie z hakiem. Z mnogości poruszanych kwestii wynika szybkie, gorączkowe tempo spektaklu, kolejne problemy są wykrzykiwane, wyrzucane, bo bolą, jest paląca potrzeba, aby o nich wspomnieć, choć przez chwilę, choć jednym zdaniem.
Pewne rozklekotanie dramaturgiczne i lekki chaos są jednak walorem przedstawienia, które przywodzi na myśl amerykańskie spektakle queerowej kontrkultury – np. te robione przez grupę Split Britches. Niektóre sceny jednak trwają i rezonują. Spektakl Telegi to mieszanka temperatur oraz całe spektrum emocji, od wstydu, upokorzenia, po miłość i zazdrość.
Jest fragment o nadużyciach pewnego reżysera „kryptogeja” – współczesnego Roya Cohna (Ana Nowicka). Zaczytuje się on w biografii Roberta De Niro, jednego z najsławniejszych aktorów pracujących metodą Stanisławskiego. Przekracza fizyczne i psychiczne granice młodych aktorów. Mowa też o poniżaniu i fetyszyzacji osób ciemnoskórych. O żonach i dziewczynach gejów, nietolerujących matkach, ojcach, nienawiści do samego siebie. O tłumionym pożądaniu, kulturze gejowskiej, imprezach. O samotności i byciu w grupie. Wreszcie o wirusie HIV. I o stygmatyzacji związanej z chorobą.
Spektakl Telegi jest też bardzo polski, niestety. Niestety, bo polskość przywołana jest w przykrych kontekstach. Homofobiczne okrzyki kibiców i kolacja wigilijna, podczas której członkowie rodziny wcale nie okazują sobie ciepła i miłości, wręcz przeciwnie. W takim świecie nie ma miejsca na anioły. Chyba w ogóle nie istnieją, dopóki sami ich nie stworzymy, dopóki sami nie przepracujemy swoich traum i nie odpuścimy sobie grzechów. Takim oczyszczeniem, mogła być dla twórców już sama praca nad spektaklem, co na pewno miało wymiar terapeutyczny.
W ostatniej scenie Marek Szajnar powie, że to wszystko to i tak banały. Dotąd milczał i powoli poruszał się w pointach wzdłuż ściany, niezauważalny, jak cień. Może ma rację, ale te banały wciąż istnieją i wciąż bolą. W najnowszym raporcie ILGA-Europe Polska zajęła niechlubne miejsce najbardziej homofobicznego kraju w Unii Europejskiej. Piekło jest puste, a wszystkie diabły (demony) są tu.