W „Alfabecie dla zaawansowanych” spróbuję uchronić od zapomnienia postacie, z którymi związało mnie życie osobiste albo zetknąłem się z nimi w czasie działalności publicznej. Albo wreszcie byli to po prostu moi przyjaciele lub wrogowie. Tych ostatnich obiecuję potraktować łagodnie, licząc na wzajemność w odwecie. Pisze Sławomir Pietras w „Tygodniku Angora”.
Julia Babczyńska
Moja prababka. Babka mojej Mamy, matka mojego dziadka Konstantego. Na przełomie XIX i XX w. urodziła pięciu synów i wkrótce została wdową. Mój pradziadek - sztygar na kopalni „Paryż" - zginął w wypadku górniczym pod ziemią. Żona i osieroceni synowie dostali od kopalni 200 prętów (historyczna miara długości i powierzchni; 1/12 część łana, ok. 1,5 ha) ziemi na powierzchni tytułem odszkodowania, aby rodzina miała z czego żyć. Dodatkowym przywilejem było zatrudnienie na kopalni najstarszego syna. Był nim mój dziadek Konstanty, a miał wtedy 12 lat. Jego dwaj młodsi bracia, Franek i Wicek, zmarli w dzieciństwie, kilkunastoletni Tomek uciekł z domu do wojska bronić Polski przed Związkiem Radzieckim, a najmłodszy Leon został z matką. Ożenił się, będąc „szaławiłą" i znanym awanturnikiem, co po nim odziedziczyli syn Janek, syn Janka - Sławek i syn Sławka - Michał. Moja i ich wszystkich prababka Julia nigdy powtórnie nie wyszła za mąż, obawiając się, że ojczym będzie krzywdził chłopców. W sędziwym wieku chętnie opowiadała o swym niegdysiejszym powodzeniu wśród konkurentów. Zamieszkała u nas, otoczona opieką mojej Matki, jej najstarszej wnuczki.