- Po pierwszym publicznym pokazie spektaklu usłyszałem, że udało mi się sportretować nie tylko młodego dziennikarza, ale przede wszystkim młodego Izraelczyka - rozmowa z MARCINEM HYCNAREM przed premierą "Rzeczy o banalności miłości" w Teatrze TV.
Jan Bończa-Szabłowski: Pana rola w "Rzeczy o banalności miłości", której premiera odbędzie się w poniedziałkowym Teatrze Telewizji mocno dotyka sprawy moralności mediów, wkraczanie w sferę prywatności postaci publicznych, a także dziennikarskiej prowokacji dla osiągnięcia celu. Jak pan na to patrzy jako aktor? Marcin Hycnar: Staram się być jak najdalej od tego. Udaje się? - W jakiejś mierze tak. Choć sam fakt uprawiania tego zawodu, a więc obecność w teatrze a zwłaszcza w filmie czy serialu wiąże się z obowiązkiem spotkań i udzielania wywiadów. Nie podchodzę do tego ze zbytnim entuzjazmem, ale traktuję po prostu jako zobowiązanie promocyjne. Co do wkraczania mediów w życie prywatne aktorów czy znanych ludzi, ubolewam, ale takie są czasy. Paradoksem jest to, że niektórzy tzw. "celebryci" sami prowokują takie sytuacje chcąc się utrzymać na fali. Brną w te romanse z mediami nie zdając sobie sprawy, że wcześniej czy później obróci