EN

29.05.2023, 15:31 Wersja do druku

Aktor Maciej Kujawski – wspomnienie

Dziś w Falenicy żegnamy Maćka Kujawskiego (1953-2023) aktora warszawskich teatrów – Na Woli (w latach 1979-1986) i Kwadrat (od roku 1986 do śmierci). Pisze Waldemar Matuszewski.

fot. arch. Teatru na Woli

Maciek był już studentem warszawskiej PWST, kiedy zdawałem na reżyserię – śmieliśmy się wielokrotnie, że on przyjmował mnie do szkoły. Oprócz PWST połączyła nas praca w Teatrze Na Woli, stworzonym przez naszego rektora Tadeusza Łomnickiego – Maciek był absolwentem uczelni przy Miodowej, którego Tadeusz Łomnicki zaprosił do zespołu swojego teatru. Pierwszą premierą młodego aktora była „Podróż po Warszawie” z Hanka Bielicką i Wacławem Kowalskim w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego.

Zagrał w moim spektaklu dyplomowym „Sędziowie” – „Klątwa” wg Stanisława Wyspiańskiego pod opieką pedagogiczną Tadeusza Łomnickiego. Łomnicki nas fascynował, możliwość pracy pod jego ręką (Maciek zetknął się z Mistrzem już na pierwszym roku na Miodowej) miała ogromny twórczy wpływ na nas, z czego nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy. 

Maciek świetnie naśladował Mistrza – był podobnej postury, świetnie imitował sposób chodzenia genialnego aktora, jego głos, jego płacz i śmiech. Kochaliśmy Łomnickiego i baliśmy się go, po latach zrozumieliśmy, że to spotkanie było błogosławieństwem na drodze zawodowej każdego z nas.

Przy moim dyplomie zaprzyjaźniliśmy się ze scenografem tego spektaklu Małgorzatą Treutler. Przygotowując się do realizacji Wyspiańskiego latem 1980 roku pojechaliśmy seatem Małgosi w Bieszczady – szukając starych wiejskich kościołów i cerkwi, szukając klimatów wiejskich, które zbliżyłyby nas do „Sędziów” i „Klątwy”. Ten parodniowy wyjazd, mieszkanie w namiocie i wieczorne ucztowanie na campingu w Ustrzykach, dały nam materiał do wspomnień na życie całe. To tam, w Ustrzykach, gdzie camping usytuowany był u podnóża góry, z którego roztaczał się widok na górę po przeciwnej stronie strumienia, Maciek zadał jedno ze swoich słynnych filozoficznych pytań: „Ciekawe, jak ta góra wygląda z tamtej góry?”, ale wcale nie miał zamiaru się trudzić, aby to sprawdzić…

Wszyscy troje – Maciek, Małgosia Treutler i ja – łączyliśmy życie ze sztuką, przemieszkiwaliśmy u Małgosi przy Placu Zamkowym (bo obydwaj mieszkaliśmy poza Warszawą, a nasze ostatnie pociągi podmiejskie odjeżdżały zbyt wcześnie), a rano udawaliśmy się na próbę Wyspiańskiego. Wszyscy troje, mimo, że przekroczyliśmy dwudziestkę a Małgosia nawet trzydziestkę, byliśmy rozbrykanymi dziećmi, przedłużaliśmy sobie dzieciństwo i młodość – według powiedzenia Małgosi, że artysta powinien być zawsze „dzieckiem podszyty”. Oj, dokazywaliśmy! Tadeusz Łomnicki mieszkał bliziutko Małgosi – na Piwnej i mieliśmy tę świadomość, że Mistrz czuwa nad nami i że lepiej w tym dokazywaniu zachować umiar… Rola trochę nawiedzonego, niepokojącego w swojej odmienności Parobka, którą grał Maciek w Wyspiańskim, mimo, że drugoplanowa, zapadała w pamięć widzów na długo. 

Na pobliskiej Kanonii mieszkało aktorskie małżeństwo: Barbara Horawianka i pan Sławek Voit, pan Sławek często dołączał do naszego grona – elegancki, dystyngowany – także grający w Wyspiańskim w Teatrze Na Woli, już samą swoją obecnością mitygował nas w naszych swawolach – za to otrzymywaliśmy wspaniałe teatralne anegdoty. Od takich wspaniałych artystów wciąż uczyliśmy się Teatru. To była nasza wspólna z Maćkiem teatralna młodość. To była epoka, w której wielcy ludzie teatru opiekowali się tymi młodszymi, wiele pobłażali a jeszcze więcej przekazywali.

Powstawały nasze wspólne kolejne przedstawienia, właściwie staliśmy się rodziną, trochę artystyczną komuną żyjącą pod prąd i na przekór, ależ wtedy grandziliśmy! Niosła nas radość młodości, Maciek wiódł w tym prym – jego serdeczność, poczucie humoru i takt dawały gwarancję radośnie spędzonego czasu. Tę radość i „śpiew na ustach” (kolejne określenie ze słownika Małgorzaty Treutler) przenosiliśmy na scenę.

Latem 1983 roku miała miejsce nasza kolejna wspólna premiera: „Sługa dwóch panów” Carlo Goldoniego z Maciejem Kujawskim w roli tytułowej, Trufaldyn był rolą uszytą na Maćka, postać dużego, po dziecięcemu przebiegłego dziecka. A specyficzny język, którym w tłumaczeniu prof. Jerzego Adamskiego, mówił Trufaldyn, pozwalał Maćkowi na przypomnienie raz po raz, że jest chłopakiem z Falenicy („Pieska twoja niebieska kurtka na wacie!”). To była gigantyczna robota wymagająca wielkiej sprawności aktorskiej, także tej fizycznej – Maciek przyjął wyzwanie i miał wielki sukces! To była bardzo znacząca rola w karierze aktora Macieja Kujawskiego, nasza przyjaźń tylko pomagała w jej budowaniu. 

Do grona realizatorów dołączył wtedy wielki Witold Gruca, który tworzył układy choreograficzne, bo cały spektakl osnuty był na muzyce – tej, którą nuciliśmy dokazując w życiu poza sceną, przenosiliśmy nasz muzyczny, rozśpiewany żywioł (żyliśmy przecież „z pieśnią na ustach”) na scenę.

Grał Maciek swojego Trufaldyna ponad 150 razy, a my na ogół siedzieliśmy na widowni, po spektaklu zaś – do Małgosi na „omówienie”. Po 20 latach znowu wróciliśmy do „Sługi…” – w Teatrze Kwadrat, w którym aktor Maciej Kujawski miał już mocną pozycję – dyrektor Edmund Karwański zapragnął bowiem powrócić do spektaklu z czasów swojej dyrekcji w Teatrze na Woli. Tym razem Maciek zagrał u nas (ten sam zespół realizatorów) hotelarza Brygellę. Znowu u boku Jana Kobuszewskiego (jako Pantalona) i z wieloma innymi znakomitościami zespołu teatru przy ulicy Czackiego. Powrócił klimat naszego młodzieńczego łobuzowania, mimo, że byliśmy już o 20 lat starsi, ten klimat zawsze powraca jak to zadane przez Maćka na campingu w Ustrzykach…, kiedy tworzyliśmy w tym gronie. 

Aktor Maciej Kujawski pozostanie w naszej pamięci także jako użyczający głosu Kubusiowi Puchatkowi w filmach Disneya – ze swoim ciepłym, świetnie oddającym naiwność dziecka głosem – bo Puchatek także zadawał najgłębiej filozoficzne pytania, takie jak to zadane przez Maćka na campingu w Ustrzykach… 

Dziś Maciek dołączył już do Mistrza Tadeusza Łomnickiego, do Małgosi Treutler, do pana Sławka Voita, do swojego wieloletniego dyrektora Edmunda Karwańskiego. Maciek i Małgosia rozbawią tam całe najbliższe otoczenie, bo przecież na zawsze pozostaną artystami „podszytymi dzieckiem”.

Źródło:

Materiał nadesłany