„Aida” Giuseppe Verdiego w reż. Giorgio Madii w Operze Krakowskiej. Pisze Bronisław Tumiłowicz w AICT Polska.
Premiera tak znanej opery jak Aida Giuseppe Verdiego zawsze staje się ważnym wydarzeniem kulturalnym, bo są tu sceny pełne patosu i egzotyka z piramidami w tle, do tego słonie, wielbłądy, tłumy niewolników itd. Z drugiej strony istota fabuły jest dosyć kameralna, gdyż dwie kobiety, Aida-niewolnica oraz Amneris-księżniczka, kochają tego samego mężczyznę i wodza Radamesa.
W Operze Krakowskiej wszystko było jak trzeba: monumentalne dokoracje, dramat zazdrości, tyko zamiast słoni pojawił się rydwan ze złota ciągniony przez jednego człowieka. Miłośnicy muzyki mogli się natomiast skupić na wspaniałym śpiewie i potędze orkiestrowego brzmienia, co jest w operze najważniejsze. Kraków pokazał tu swój stołeczny rozmach i stawka solistów nie ustępowała najważniejszym scenom europejskim a nawet światowym. Troje głównych bohaterów miało rodowód wschodni, co oznacza dziś najwyższy poziom wokalny. Agenci reprezentujcy interesy wokalistów na szczęście nie stawiają barier, których mamy aż nadto w kontaktach międzyludzkich, więc z tej samej „stajni” przybyły dwie miłosne konkurentki , Aida – Oksana Nosatowa, niegdyś występująca w ukraińskim Doniecku, a dziś krążąca po scenach Zachodniej Europy, Amneris – Olesya Petrova kształcona w Petersburgu, dziś zapraszana nawet do Metropolitan Opera w Nowym Jorku, i Radames, świetny młody tenor Giorgi Sturua z gruzińskiego Kutaisi, także robiący szybko międzynarodową karierę.
Stawkę solistów dopiełniono najlepszymi śpiewakami polskimi, także szczycącymi się światowym uznaniem. W naszej obyczajowości, której wyraz dają prywatne strony Facebooka, oznacza to, że dany artysta wypisuje pod swym nazwiskiem nazwy teatrów, w których już wystąpił. A więc dla polskiego Arcykapłana, basa Rafała Siwka, formuła „Pracuje w:” pojawia się aż 48 razy!!!, zaś u pokonanego króla Etiopczyków Amonasro, czyli barytona Mikołaja Zalasińskiego „Pracuje w:” występuje 15 razy. To i tak bardzo dużo, bo Natalii Rubiś, która miała być Aidą w kolejnej premierze ten wpis pojawia się 3 razy. Oczywiście nie jest to żadna miara poziomu artystycznego, raczej dowodzi długości kariery scenicznej i sprawności artystycznych agentów. Jak zwykle w takich premierowych przedbiegach zdarzają się roszady obsadowe, i ponoć w pierwszej premierze Aidą miała być kolejna Polka Ewa Płonka, ale zdarzyło się inaczej. Rozgoryczona śpiewaczka, która w kategorii „Pracuje w:” mogłaby wymienić przynajmniej 7 zagranicznych lokalizacji, dała na fb upust swojemu żalowi oświadczając, że jest zdrowa i czeka w hotelu.
Szczycimy się obsadą wokalną o światowym prestiżu, więc dodajmy, że drobniejsze role wykonali także bezbłędnie soliści lokalni przypisani na razie do Opery Krakowskiej – Sebastian Marszałowicz jako Faraon oraz Paula Maciołek jako kapłanka.
Kilka słów należy się realizatorom przedstawienia. Funkcje reżysera, oświetleniowca i choreografa objął znany dobrze w Polsce przybysz z Italii, niegdyś tancerz w La Scali, Giorgio Madia, zaś imponującą scenografię i kostiumy zaprojektował inny Włoch Domenico Franchi. Wreszcie całą robotę muzyczną powierzono dyrygentowi Marcinowi Nałęcz-Niesiołowskiemu, który jest dyrektorem w Teatrze Wielkim w Łodzi. Swoją pracę wykonał wspaniale, ale już pojawiły się supozycje, że dyrektor z Krakowa zadyryguje w Łodzi. Cóż, sztuka muzyczna czasem korzysta z terminu – występ gościnny. Więc czego życzyć naszym operom? Czy więcej gości, czy artystów na swoim?