W latach 70. William Kentridge rysował plakaty dla murzyńskich związków zawodowych w Johannesburgu. Niedawną wystawą w MoMa oraz inscenizacją Szostakowicza w Metropolitan Opera zawojował Nowy Jork. - Kiedy słuchałem przemówień Stalina, przygotowując się do inscenizacji "Nosa", uderzył mnie dobrotliwy ton wujka - tyle że ten wujek nie wypuści cię żywego z objęć - z artystą rozmawia Zbigniew Basara.
Od lutego do maja w Museum of Modern Art można było oglądać wystawę "Pięć tematów": rysunki, wideo, ilustracje książkowe i dziewięć filmów animowanych Williama Kentridge'a z ostatnich dwudziestu lat. To właśnie od pokazu dwóch z nich na wystawie Documenta X w Kassel 13 lat temu zaczęła się jego międzynarodowa kariera. Filmy trwają po kilka minut, składają się na nie sekwencje rysunków węglem - sam artysta nazywa je "rysunkami do wyświetlania". Opowiadają historię trójkąta małżeńskiego, w którym żona właściciela kopalni zdradza go z wrażliwym artystą. W miłosne perypetie wkracza brutalna historia - widzimy krwawo tłumione protesty Murzynów, ich niewolniczą pracę pod ziemią, wszechobecni generałowie obserwują przez lornetki tłum plażowiczów. Temat reżimu miażdżącego artystyczną i społeczną wolność pojawił się także w zainscenizowanej przez Kentridge'a w Metropolitan Opera młodzieńczej operze Dmitrija Szostakowicza "Nos"