Krótka pamięć (przez niektórych złośliwców zwana fałszowaniem historii) jest okropną, chorobliwą przypadłością wielu Polaków. Nigdy nie pomyślałbym, że może ona dotknąć Władysława Zawistowskiego, poetę, człowieka teatru i dyrektora. Z niedowierzaniem i zdumieniem przeczytałem więc wynurzenia Dyrektora w czwartkowej Gazecie Wyborczej - Trójmiasto - pisze Mieczysław Abramowicz, pisarz i historyk.
Dyr. Zawistowski, lukrując dyr. Orzechowskiego przedstawia w nich apokaliptyczny obraz Teatru Wybrzeże, "w jakim scena znalazła się przed jego przyjazdem do Gdańska" (Zawistowski brzydzi się nawet wspomnieć nazwisko poprzedniego dyrektora teatru, przypomnę więc: ten, który wtrącił Wybrzeże w kryzys, z którego dopiero A. Orzechowski teatr wyciągnął, nazywa się Maciej Nowak i jest dyrektorem Instytutu Teatralnego w Warszawie). Mam prawo (a myślę, że również obowiązek) odnieść się do wypowiedzi dyr. Zawistowskiego, bo mam jakiś swój udział w tej Nowakowej apokalipsie, pracowałem wówczas w Teatrze Wybrzeże i uważam ten czas za jeden z sensowniejszych okresów w moim życiu, będę go więc bronił wbrew "krótkim pamięciom". W. Zawistowski po wielokroć określa dyrekcję Nowaka "kryzysem". Był to więc, wg Niego, "kryzys duchowy, wewnątrz teatru panowała nie najlepsza atmosfera". Jeśli tak rzeczywiście było, to dlaczego zespół przez rok solida