Na scenach coraz częściej występują żywe zwierzęta. Artystom pomagają budować metaforę, dla widzów są atrakcją - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
W Hollywood jedną z głównych zasad powodzenia filmowej produkcji jest unikanie obecności zwierzaków na planie. Dzięki nowym możliwościom technologicznym nie jest to problem - na ekranie można przecież wyczarować nawet gigantycznego dinozaura. Teatr rządzi się innymi prawami - sceniczny realizm współtworzyć mogą tylko żywe zwierzęta. Najlepszym przykładem była tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Dialog we Wrocławiu, który ma ambicje pokazywać najbardziej gorące wydarzenia ze świata. Wraz z nimi pojawiły się świnie i koń. Areną występu tych pierwszych stała się przestrzeń Teatru Polskiego, gdzie gościł szekspirowski "Król Lear" [na zdjęciu] w reżyserii słynnego holenderskiego inscenizatora Johana Simonsa, dyrektora prestiżowego Münchner Kammerspiele. Dzisiejsze występy zwierząt na scenie rzadko łączą się z okrucieństwem, tak jak w czasach antycznych Informacja o scenach zbiorowych z udziałem macior i warchl