EN

3.01.2025, 09:34 Wersja do druku

Lalki są długowieczne

Paradoksalnie po pandemii mamy bardzo duży przypływ widzów, nie narzekamy na frekwencję, a wręcz przeciwnie, cały czas podnosimy ją  mówi Krzysztof Rzączyński, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru im. Hansa Christiana Andersena w Lublinie, Michałowi Grotowi z Dziennika Wschodniego".

Krzysztof Rzączyński, mat. teatru

Jak się pan czuje zarządzając instytucją, która właśnie obchodziła jubileusz 70-lecia?

Szczerze mówiąc, nie zastanawiam się nad tym. Są dużo starsze instytucje w Polsce, których historia sięga XIX wieku i głębiej. Teatr jest takim organizmem, który przede wszystkim realizuje swoje zadania wobec zagadnień, które stawia mu współczesność. Dlatego, czy teatr miałby 120 lat, czy 200, czy 50, czy 5, wydaje mi się, że to nie jest najważniejszy aspekt jego działalności. Duże znaczenie ma za to program teatru. To, jaki jest jego potencjał artystyczny, jakich ma aktorów, jakich ma twórców oraz jakie wzbudza zainteresowanie. Gdzieś w jakiejś dalszej perspektywie przychodzi refleksja, że oczywiście to jest piękne, że ma swoją historię i swoją tradycję, tylko że ja na bieżąco o tym nie myślę.

Jakie wydarzenie uważa pan za najistotniejsze w historii Teatru od momentu, w którym został pan dyrektorem?

Funkcję dyrektora Teatru Andersena objąłem po wygranym konkursie w 2017 r. Z tej ponad 7-letniej perspektywy jako najważniejsze osiągnięcia teatru wymieniłbym przede wszystkim wspólne, solidarne ze wszystkimi pracownikami, przejście przez niezwykle trudny okres pandemii, a później równie stresujący czas wybuchu wojny w Ukrainie. Ale trudne momenty mają to do siebie, że czasem odnaleźć można na nowo motywacje do pracy, Uwierzyliśmy, że to, co robimy dla ludzi ma swój głęboki, choć nie zawsze oczywisty sens. Jeśli chodzi o aspekt artystyczny, to ważnymi kwestiami były, po pierwsze, odważniejsze otwarcie teatru na eksperyment (spektakl Magdaleny Szpecht „Hamlet" oraz „Podwójne życie Weroniki" w mojej reżyserii), po drugie, dostrzeżenie wyraźnej potrzeby lubelskiej publiczności, by teatr regularnie tworzył spektakle dla młodzieży, dorosłych, a także familijne. Po trzecie, kontynuowanie tego, co zawsze w Teatrze Andersena było silne, jednak w nowej formalnej odsłonie, z wykorzystaniem nowych możliwości sceny, mianowicie spektakle lalkowe dla dzieci. Chciałbym podkreślić, że poza najmłodszą widownią, młodzież jest dla nas wyjątkowo ważną grupą odbiorczą również w aspekcie edukacji teatralnej. A to dlatego, że jak się kończy dzieciństwo, to młody człowiek napotyka w teatrze lukę repertuarową i to jest problem ogólnopolski. Jest bardzo dużo spektakli dla dzieci, dla dzieci starszych, tak do szóstej i siódmej klasy szkoły podstawowej, a później już jest drastycznie mniej spektakli dla młodzieży. Tę lukę w ramach naszych możliwości staramy się wypełniać.

W jaki sposób?

Jednym z pierwszych spektakli, który, jak wspomniałem, powstał w tym nurcie było „Podwójne życie Weroniki". Spektakl ten fantastycznie rezonował z młodymi ludźmi. Mieliśmy po większości spektakli warsztaty edukacyjne, rozmowy z publicznością, podczas których widzieliśmy jak ważna jest problematyka życiowych wyborów młodych ludzi, którą poruszamy w tym przedstawieniu, skierowanym właśnie do ludzi, którzy stoją u progu takich ważnych decyzji. Innym takim spektaklem był „Hamlet" wg Szekspira w reżyserii Magdy Szpecht, w nietypowy sposób traktujący klasyczne dzieło, otwierając nasz teatr na odważną i eksperymentalną formę, która wcześniej w takim stopniu nie istniała na deskach Andersena. To podejście również zjednało nam wielu młodych ludzi. Najnowszą z kolei propozycją dla młodzieży w naszym teatrze jest spektakl „Bestia" na podstawie tekstu Maliny Prześlugi w reżyserii Doroty Abbe, poruszający ważne problemy, czyli: wykluczenia, odrzucenia przez grupę. Oprócz spektakli, jeśli chodzi o pracę z młodzieżą, bardzo ważne są warsztaty prowadzone przez Dział Edukacji Teatralnej, którego kierowniczką jest Małgorzata Adamczyk. Wspomnieć tu należy o spektaklu pod tytułem „Nauka Pływania", który ostatnio był prezentowany w czasie jubileuszu, a który jest oryginalnym przykładem pracy z młodzieżą nad spektaklem od samego początku, to znaczy od momentu, kiedy próbowaliśmy zapytać młodych ludzi o czym by chcieli opowiedzieć, co dla nich jest ważne. Generalnie chodziło o to, żeby wypowiedzi były jak najbardziej osobiste. Na podstawie tych opowieści dramaturżka Joanna Rzączyńska napisała tekst, który ulegał jeszcze ewolucji podczas prób z młodzieżą, a w efekcie po dwutygodniowej dalszej pracy powstał spektakl współreżyserowany przez Małgosię Adamczyk, Joannę oraz przeze mnie, w którym ci sami młodzi ludzie, którzy opowiadali nam o istotnych dla siebie sprawach, teraz stanęli na scenie jako aktorzy i wzięli odpowiedzialność za kreowane przez siebie postaci. Spektakl jest niezwykle autentyczny i wzbudza w widzach duże emocje, dlatego, że opowiada o różnych, często trudnych przeżyciach okresu dorastania i mierzenia się ze współczesnym niełatwym światem. Spektakl na naszej scenie był prezentowany ponad dziesięć razy, zagraliśmy go też w Warszawie w Instytucie Teatralnym, gdzie wzbudził duże zainteresowanie pedagogów i pedagożek teatru, jeśli chodzi właśnie o taki sposób pracy z młodzieżą. Teraz się staramy o kolejną edycję projektu.

W walce o młodego widza nie przegrywacie z mediami społecznościowymi? 

Teatr to miejsce, gdzie w ramach jakiejś historii, czy też stworzonego świata, można się realnie spotkać z drugim człowiekiem, z aktorem. To jest cała sfera bodźców, które są dla nas wciąż tajemnicą, ale to jest realna obecność drugiego człowieka, realne istnienie postaci w ramach kreacji aktorskiej i tego się nie da zastąpić żadnym innym medium. Film tego też nie jest w stanie nam zastąpić, a co dopiero filmiki z rolek, TikToka, Instagrama, zdjęcia na fb. Wydaje się, że teatr jest taką najpełniejszą alternatywą dla tej zapośredniczonej rzeczywistości. My paradoksalnie po pandemii mamy bardzo duży przypływ widzów, nie narzekamy na frekwencje, a wręcz przeciwnie, cały czas podnosimy ją.

Jak się kształtowała frekwencja w ostatnim roku?

Na przestrzeni ostatnich ośmiu lat odwiedziło nas ponad 220 tysięcy widzów. To średnio 32 tysiące w ciągu sezonu, czyli w ciągu 10 miesięcy. Odwiedza nas naprawdę bardzo dużo dzieci, nie tylko z Lublina. Młodzi widzowie przyjeżdżają z całego województwa, ale też z takich miast jak Rzeszów czy Warszawa. Uważam, że pełnimy niezwykle ważną funkcję nie tylko w Lublinie, ale i w regionie. Tym bardziej jest to imponujące, że nadal nie mamy stałej siedziby.

No właśnie: jak długo jeszcze będziecie teatrem „na wygnaniu"? 

Dzięki wysiłkom Miasta Lublin jest już zatwierdzony projekt powstania nowej instytucji, która ma się nazywać Centrum Sztuki Dzieci i Młodzieży - Teatr im. Hansa Christiana Andersena w Lublinie, gdzie byłaby też filia Biblioteki Miejskiej oraz Dzielnicowy Dom Kultury. Miejsce to dawny Dom Kultury Kolejarza w dzielnicy Dziesiąta. Miasto przeprowadziło cały proces projektowy, w tej chwili skończone są prace dokumentacyjne, zostało wydane pozwolenie na budowę. Nowy budynek został wpisany w program Europejskiej Stolicy Kultury 2029. Pani wiceprezydent Lublina Beata Stepaniuk-Kuśmierzak, postawiła sobie jako jeden z ważniejszych celów swojej drugiej kadencji, jako wiceprezydent ds. kultury, sportu i partycypacji, żeby powstał taki nowoczesny budynek, który na dziesiątki, a może nawet setki lat będzie służył mieszkańcom. Jako zespół jesteśmy z tego powodu niezwykle zadowoleni, że realizacja projektu, na wszystkich etapach z nami konsultowanego i współtworzonego, zbliża się wielkimi krokami.

Który widz jest bardziej wymagający? Dorosły czy tzw. młody widz? 

Sposób myślenia młodych ludzi jest nieco inny niż dorosłych. Nie zawsze reżyserom udaje się wziąć go pod uwagę, wczuć się w niego. Dobry reżyser w teatrze dla dzieci i młodzieży to taki, który ma ciągle dziecko w sobie i potrafi oczami dziecka na wiele rzeczy spojrzeć, albo też potrafi zmieniać perspektywę z dorosłej na tę dziecięcą. Często w spektaklach familijnych takie perspektywy trzeba potrafić łączyć. Dobre spektakle familijne są uwielbiane przez dzieci, przez ich rodziców, a często i przez dziadków, przez wszystkie pokolenia. Mamy w repertuarze takie właśnie spektakle, jak choćby „Księga Dżungli", „Pippi Langstrump", czy „Królowa Śniegu". •

Ile trwają przygotowania do premiery? 

Między dwoma a trzema miesiącami od początku prób. Aczkolwiek zazwyczaj reżyser ze scenografem wcześniej pracują już nad projektami i koncepcją. Te dwa, trzy miesiące to już jest praca w sali prób, potem na scenie, a równolegle budowanie scenografii, często w naszym teatrze tworzenie lalek, szycie kostiumów.

Ile osób jest w to zaangażowanych?

Nad dużymi spektaklami pracuje około 30-40 osób, nie licząc administracji, która zapewnia inne aspekty funkcjonowania teatru.

Jak długi jest żywot lalki?

Lalki są długowieczne, aktorzy się zmieniają, a lalki nie. Posiadamy niezwykle piękne lalki, niektóre z nich są dziełami sztuki, pochodzą często ze spektakli, których już dawno nie gramy, ale nie wyrzucamy ich oczywiście. One są dla każdego teatru, który korzysta z teatru formy bardzo cennym eksponatem. Zresztą mamy je wystawione, może się pan przejść zobaczyć, nie tylko lalki, ale też kostiumy i maski. Teatry, które korzystają z teatru formy mogą się poszczycić pięknymi zbiorami. Kreacja aktorska przetrwa częściowo poprzez zdjęcia, może zapis wideo, a lalka jest czymś, co wciąż ma tę samą formę, trochę się starzeje, ale nie tak szybko jak człowiek...

Czy to, że jesteście instytucją o 70-letniej historii przekłada się na większą hojność instytucji odpowiedzialnych za wasze finansowanie? 

Środki na kulturę w instytucjach samorządowych w skali całego kraju są mocno ograniczone. Jest to związane ze zmianami w podatkach, które poprzednia ekipa rządowa zafundowała samorządom, co bardzo uszczupliło ich dochody. W skali Lublina to są dziesiątki, jak nie setki milionów złotych w skali roku, a przecież my jesteśmy finansowani właśnie z podatków CIT, PIT i te ograniczenia, które poprzednio zostały wymuszone przez prawo finansowe też się na nas odbiły My rozumiemy ograniczenia miasta, ale liczymy jednocześnie, że sytuacje finansowa będzie szybko polepszać się dla instytucji kultury. Ze swojej strony staramy się zaś generować jak największe własne dochody.

To chyba wymaga od państwa dużej delikatności. 

Dlatego staramy się nie przerzucać kosztów na widzów, a jedynie zwiększać frekwencję. Wiem, że wyjście rodziny do teatru z dwójką albo z trójką dzieci to już są poważne koszty. Czyli z jednej strony chcielibyśmy mieć środki na kolejne spektakle, a z drugiej strony musimy myśleć i stawiać się w pozycji rodziców, którzy chcą przyjść z dziećmi do teatru i nagle muszą wyłożyć sporo pieniędzy. Nie ma na to złotego środka, to jest zawsze sprawa pewnego balansu.

To zapewne jedna z waszych bolączek. Jakie są inne?

Chcielibyśmy robić cztery premiery rocznie, ale stać nas w tej chwili z trudem na trzy. Dlatego staramy się o środki zewnętrzne, o sponsorów, wnioskujemy też m.in. do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o dodatkowe środki w ramach konkretnych projektów.

A jakie są plany na następny rok?

W planach mamy spektakl „Solaris" na podstawie prozy Stanisława Lema w reżyserii Agi Błaszczak dla starszej młodzieży i dorosłych. Chcielibyśmy wrócić po latach do tytułu „Piotruś Pan" w nowej inscenizacji Andrzeja Bartnikowskiego. Wcześniej, bo w marcu „Ostatnia Podróż Andersena", biograficzny spektakl o samym Andersenie, naszym patronie - pokazujący go w kontekście jego twórczości, ale co może ciekawsze, w kontekście jego osobistych zmagań z samym sobą. Chcemy zainteresować widza nie do końca znaną osobą, która kryje się za powszechnie znaną ikoną Andersena. Oczywiście nie zapominamy o naszych najmłodszych widzach, dla których wznowimy spektakle cieszące się dużą popularnością, jak niedawna światowa prapremiera na naszych deskach „Siedmiu łóżek malutkiej Popielicy" w reżyserii Pawła Paszty. Nie chcemy opuszczać żadnego naszego widza.

Czyli taki wielopokoleniowy teatr?

Trafnie pan to ujął, tak wielopokoleniowy profil. Z naciskiem na dzieci, ale jednak właśnie również na to, by teatr Andersena miał coś do zaoferowanie nie tylko wtedy, kiedy jest się dzieckiem. Chcemy, żeby to był teatr, na którym się człowiek wychowuje i z którym jest związany do końca życia. A moim nowym marzeniem jest stworzenie takiego projektu, w którym seniorzy tworzyliby coś wspólnie z najmłodszymi. Opracowujemy zręby takiego konceptu, mamy już kilka pomysłów. Na razie za wcześnie o tym mówić. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Tytuł oryginalny

Lalki są długowieczne

Źródło:

"Dziennik Wschodni"

nr 2
Autor:

Michał Grot

Data publikacji oryginału:

03.01.2025