„Marzyciel” Marcina Bartnikowskiego w reż. Łukasza Lewandowskiego w Teatrze NN w Lublinie. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze Dla Wszystkich.
Po znakomicie przyjętej i nagradzanej „Sonacie Kreutzerowskiej” Daniel Salman zrealizował za środki ze stypendium ZASP kolejny monodram, tym razem niejako „branżowy”, bo poświęcony teatrowi i jednemu z jego znaczących twórców, jakim był Juliusz Osterwa. Do współpracy nad „Marzycielem” zaprosił Łukasza Lewandowskiego jako reżysera i Marcina Bartnikowskiego, który napisał bardzo dobry tekst.
Myliłby się ktoś sądząc, że to pomnikowy hołd aktora Salmana wobec patrona macierzystego teatru w Lublinie, z którym jest związany od kilkunastu lat. Owszem, wątki biograficzne Osterwy są siłą rzeczy w monodramie obecne, także te osobiste, rodzinne. Marcin Bartnikowski wykonał w tym zakresie tytaniczną pracę docierając do licznych materiałów pisanych i ikonograficznych i wybrał te, które możliwie wszechstronnie pokazują Juliusza Osterwę jako męża, ojca, a przede wszystkim wizjonera teatru, który sztukę tę stawiał na pierwszym miejscu. Jego nowatorskie jak na czasy dwudziestolecia międzywojennego założenia teatru, który miał być miejscem spotkania widza z aktorem i sztuką w założeniu zmierzały do jego radykalnej reformy.
I to właśnie dyskusja o wizji i istocie teatru, aktorstwa są głównym tematem „Marzyciela” w wykonaniu Daniela Salmana. Dyskusja rzeczywista nie akademicka, wciąż bowiem potrzebna, wręcz niezbędna. Spojrzenie Osterwy na teatr wydaje się mocno zbieżny z poglądami wykonawcy monodramu: obaj odrzucają bylejakość w teatrze, powierzchowność kreacji aktorskich, nieposzanowanie etosu aktorskiego czy sprowadzanie funkcji teatru do misji dostarczania rozrywki. To pewnie z powodu tej tożsamości poglądów aktor w pewnych momentach „wychodzi” z roli Osterwy i mówi pod prywatnym nazwiskiem. I podejmuje rozmowę z widownią (przez Osterwę nazywaną osobnią, bo zasiadały na niej osoby) na temat jej oczekiwań względem teatru. I wobec aktorów. Sam też nie szczędzi kolegów po fachu, smagając ostrzem satyry metody przygotowywania się (pewnie nie wszystkich) aktorów do roli. Kapitalne są te sceny, gdy Daniel Salman pokazuje jak w prosty sposób można wyrazić gniew czy boleść, co publiczność, dzięki zastosowaniu kamerki, może w powiększeniu oglądać na ekranie. Wesoło (i trochę gorzko, ale jednocześnie prawdziwie) jest też wtedy, gdy Salman demonstruje manieryczne aktorstwo klasyczne, bardziej współczesne, czyli filmowe i to rodem z teatru „nowoczesnego”. W tych scenach dochodzi do głosu ogromny talent komiczny, parodystyczny czy wręcz standuperski lubelskiego aktora (jego talent dramatyczny dominował w „Sonacie Kreutzerowskiej”, choć i tu nie brakuje wzruszających scen).
„Marzyciel” dowodzi także, że sprawna reżyseria może skromnymi środkami, przy ograniczonej do niezbędnego minimum, ale przemyślanej scenografii (w tym przypadku to podwójna zasługa Łukasza Lewandowskiego), stworzyć bardzo ciekawe przedstawienie. Na uwagę zasługuje zwłaszcza kilka niestereotypowych rozwiązań reżyserskich. Myślę, że po listopadowej premierze w lubelskim Teatrze NN i prezentacjach w tamtejszym Teatrze Wschodnim i Chełmskim Domu Kultury spektakl powinien ruszyć w objazd, może szczególnie po małych ośrodkach, jak czynił to Juliusz Osterwa ze swoją „Redutą”… . Tym bardziej, że jego prezentacja nie wymaga specjalnie skomplikowanych warunków lokalowych. To doskonała okazja do poznania lub przypomnienia sobie postaci zasłużonej dla teatru polskiego, jakim był niewątpliwie Juliusz Osterwa i poobcowania przez godzinę z niewielkim hakiem z Danielem Salmanem, aktorem, który ma w sobie coś takiego, czego nie umiem do końca określić (może to po prostu charyzma?), że ogląda się go i słucha z ogromnym zaciekawieniem i poruszeniem.